Tumblr Mouse Cursors

czwartek, 6 czerwca 2013

10

CALL


No nie gadaj! Jak to cię pocałował? Aaa, Erineczka kochaneczka w końcu skończyła żałobę!
- Pf, wcale nie miałam żałoby.
- Nie? A co z tym małym chujkiem Stephanem, co?
- Och, do końca życia będziesz mi go wypominać? To była tylko, WAKACYJNA PRZYGODA.
- Tak, tak, jasne, tylko, że później przez, hm, poczekaj, pół roku? Tak, przez pół roku ciągle nadawałaś tą swoją jadaczką: Ciekawe czemu Steph do mnie nie napisał? Może już o mnie zapomniał? A może ma inną? Och, Sim, pomóż mi! - Simone zaczęła udawać mój głos, który był nadzwyczaj piskliwy.
- Ej, ja wcale tak nie mówię!
- A właśnie, że mówisz. Ach, ty nie mówisz, ty nadajesz z prędkością łażenia Earla. Własnie, co u tego maleńkiego brzdąca, co? Urósł trochę?
- Och, co u Earla? Sama sobie z nim pogadaj. - jak chce się dowiedzieć, co u niego, to niech sama się go o to zapyta, ja nie będę fatygować w to mojej cudnej główki. A znając mojego braciszka, będzie zachwycony, bo odkąd po raz pierwszy zaprosiłam Sim do siebie do domu, on jest w niej zakochany po uszy. A to już będzie ile lat? Hmm, trzy? cztery? Dziwak. - EARL!
Ten mały dzieciak szybko wchodzi do mojego pokoju i zadaje mi pytające spojrzenie.
- Co chcesz? Byle było to coś poważnego, bo zostawiłem włączoną Tibię.
- Och, masz problem, pewnie ci tam ten twój ludek dednie z tęsknoty za tobą.- zakpiłam- Simone chce z tobą gadać, tylko szybko. - Earl jakby na komendę biegnie do mnie po telefon, tak bardzo zafrasowany tym, że Sim chce z nim gadać, że nawet zapomina się przedstawić, tylko od razu nawija jej o tym, co tam u niego nowego. Dziwak. Zakochany dziwak. Tak, dziwak, dziwak, dziwak. 

-Czy możesz mi w końcu oddać ten cholerny telefon, czy mam ci go zabrać siłą, smarkaczu?
- Odwal się, Erin. Właśnie przeprowadzam poważną rozmowę z moją d z i e w c z y n ą. 
- Hahahah, kto jest twoją dziewczyną, co? Ta sprzedawczyni ze sklepu wędkarskiego, czy może nowa kucharka ze stołówki?- Tak, jestem bardzo obcykana w lubych mojego brata. 
- Nie idiotko! Simone oficjalnie jest ze mną oficjalnie. 
- Aha, to ładnie, idź już się pochwal tym twoim kolegom w tibii, a teraz oddawaj mój telefon! No już, spadaj ciołku!- kiedy już odzyskałam swoją własność szybko ochrzaniłam Simone, za niszczenie mojemu bratu dzieciństwa, wykorzystywanie mi minut i uszkadzanie mojej psychiki. Och, Erin, kotku, espirynka, kocyk i ziuziu. Hahah, pojebało cię na maksa, Er. No, może i tak, ale co z tego?
- Oj, nie przesadzaj Er. Niech się dzieciak cieszy, hahah, ale mam wzięcie, co nie? No nie mogę. 
- Dobra, koniec paplaniny o moim bracie. - kładę się na łóżku silnie przyciskając słuchawkę mojego puchowego telefonu stacjonarnego niczym jakąś torebkę od Chanel. POJEB ERIN WITAJ. Skończ, Erin. Przerażasz mnie.- Teraz lepiej gadaj jak u ciebie.
- Och, u mnie? Nudnawo, z resztą czego tu się było spodziewać, co? Dziadkowie, ciotki i reszta rodziny zjechała się na jakieś spotkanie i całymi dniami siedzą na tarasie i albo kogoś obgadują albo planują mszę pogrzebową dla jakiegoś tam Gonzalesa  Boże, Erin, ratuj! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że muszę tam z nimi siedzieć, no, chyba, że wolę bawić się w matki i córki, szkołę lub inne dziadostwo z bliźniaczkami. A, Erin, one mają cztery lata! Ja tu sfiksuję...
- Och, na pewno nie jest tak źle, jak mówisz.
- No nie, nie jest. Jest jeszcze gorzej!
- Dobra, koniec marudzenia, znalazłaś tam jakieś ciacha?
- No jasne! Taka jedna hiszpanka, Rosalita, czy jakoś inaczej, jest zajebista. Gorąca, seksowna i w ogóle cudowna.
- Ej, bo się obrażę!
- Noj, Erin, ja muszę sobie kogoś znaleźć, bo jak widać, ty jesteś już zajęta. - na samą myśl o Luku na mojej twarzy pojawiły się małe rumieńce. Czuję to, ty buraczku Erinaczku. Hahah, oryginalne. Tak, bardzo, Ers. 
- Dobra, a kiedy wracasz?
- O, właśnie! Bilety mamy na dwudziestego, ale rodzice powiedzieli, że jak chcę mogę już wrócić, za jakieś cztery-pięć dni. Więc, który dzisiaj mamy?
- Dzisiaj mamy dziewiąty, moja droga. 
- O, świetnie, czyli będę trzynastego- czternastego. Zobaczymy, jak coś to przyjedziesz po mnie na lotnisko, nie?
- Jasne, że tak! Nareszcie cię zobaczę. 
- Och, tak się za tobą stęskniłam!
- Ja za tobą też...
- O, poczekaj, moja babcia coś chcę. - po chwili powiadomia mnie- Sorcia Eruś, ale moja najcudowniejsza rodzinka potrzebuje pomocy w układaniu talerzy na stół. Super, muszę kończyć, kocham cię, buziak.
- Ja ciebie też, trzymaj się. 
- Aha, ty też, pozdrów tego twojego Luczka Pimpuszka, hahah.
Rykłam śmiechem. Luczek Pimpuszek hahahah, to przecież nawet się nie rymuje hahah. Kocham tą moją Simone. 
~*~
- Co tam Lukuś?
- Jest ok, ale chciałbym cię zobaczyć. - och, jaki on romantyczny.
- Ja ciebie też, przecież nie widzieliśmy się całe wieki, aż od wczoraj!- odpowiedziałam z sarkazmem.
- No przecież to całe wieki. - wybuchł śmiechem.
- Oczywiście! A czy ja coś mówię? - mi też nie udaje się utrzymać powagi. 
- A, om...Luke?
- Tak, kotku?
- Czy chłopcy coś o mnie mówili? - Tak, Erin. Powiedzieli, że cię nie cierpią i masz się odwalić. Zamknij się idiotko!
- Um, wiesz co, Erin, raczej nie przypadłaś im do gustu.
- Co? Naprawdę? Ugh, ale... co zrobiłam nie tak? - moja szczęka już zadrżała powstrzymując litry łez, które formowały się w moich oczach.
- Hahah, Erin, ty płaczesz? Ej, no. To tylko żart! Oni cię pokochali, naprawdę! Nie masz się o co martwić, jesteś cudowna, czemu mieliby cię nie polubić?
- Aleś ty jesteś głupi, Luke! Tak mnie straszyć? No wiesz ty co? Och, foch.
- Nie. nie, nie. Niech Królewna Erinka się na mnie nie obraża, bo książę umrze z tęsknoty za panienką. Czy panienka chce, żeby książkę umarł?- ledwo co powstrzymywałam chichot.
- Och, to przecież oczywiste, że nie mam zamiaru w żaden sposób uśmiercać księcia, ale książę, potwornie mnie wystraszył. 
- W takim bądź razie, bardzo panienkę przepraszam, następnym razem trzy razy puknę się w głowę moim mieczem, zamiast straszyć panienkę niemądrymi żartami. Nadzwyczajnie mi przykro.
- No dobrze, dobrze, wybaczam, ale następnym razem nie będę taka łaskawa. 
Luke parska śmiechem, a ja za nim. Nigdy nie pomyślałabym, że mogę tak dobrze się z kimś dogadać, no, nie licząc Simone oczywiście.

***
PRZEPRASZAM

niedziela, 12 maja 2013

9




NICE, NEW FAMILY OF MORONS


 Reszta Janoskians tu jedzie. I mają kamerę.- Nagle robi mi się czarno przed oczami. Jestem tylko w stroju kąpielowym, mam mokre włosy i zaraz mam poznać, mam nadzieję, moich szwagrów i kolegów Luka? Nie dziękuję. 
Oglądam się we wszystkie strony i widzę czwórkę chłopaków jadących na bmxach, a nie, jeden, biegnie. Boże, jaką on musi mieć kondycje. Na dodatek przebrani są w jakieś kolorowe stroje niczym wyjęte z komiksów.  Luke miał rację, oni są dziwni. Kiedyś mi o  nich opowiadał, jego bliźniak- Jai podobno kiedyś wypił zgniecionego ślimaka z mlekiem. Rzygać mi się po tym chciało, bo Luke wszystko opowiada, hm, bardzo realistycznie i szczegółowo.
Mam nadzieję, że przypadnę im do gustu. O tak, lepiej się postaraj, Erin i nie gadaj dziwnych rzeczy. Albo i mów, Luke i tak cię rzuci. Jak możesz tak mówić, co? Chociaż ty w siebie wierz, Erin. 
- Ym, chcesz poznać moich znajomych? -pyta Luke.
- A mam wybór?- mój głos, przynajmniej z mojej perspektywy, brzmi jak zabawka-piszczałka, ale ok. O jeny, boję się. Podobno są dziwni i śmieszni, ale czy mnie zaakceptują? Ech, a jak śmierdzę morską wodą? A jak wyglądam jak upiór? A jak, nie, czekaj, nie maluję się, więc makijaż nie powinien mi spłynąć po twarzy. Nie to, że się w ogóle nie maluję, ale w lato? To bezsensu. Ugh, przestań się zamartwiać makijażem, tylko uśmiechnij się i pokaż z dobrej strony. Tak, tak zrobię.
Są coraz bliżej. Jeden nawet już do nas macha. Ach, cudownie. Ja też do nich macham. Mam na ustach uśmiech, numer czterdzieści jeden i staram przekonać się, że wszystko jest ok. Aha, staram się. 
- O, to tak wyglądają te twoje, korepetycje? - Co? Jakie korepetycje? Czy Luke się mnie wstydził i nie powiedział, że gdzieś ze mną idzie?
- Yy, no tak, znaczy.. nie. Och, skąd wiedzieliście, że tu jestem? James! Nie nagrywaj tego. - Kiedy, tak zwany, James, wyłączył kamerę, Luke zaczął mówić dalej.- Gdybym wam powiedział, że idę z Erin, o, właśnie, to jest Erin. Er, poznaj resztę Janoskians. Beau, Jai, Daniel i James. - Jezu, podchodzę do nich i głupkowato się uśmiechając mówiąc każdemu ,cześć, jestem Erin'. Żałosne.
- Siemka, Erin. Chyba podobasz się naszemu Lukowi, bo jego inne dziewczyny nie były, jego dłużej niż dwa dni. Eh, nie peszę. Tfu, tfu.
Ja tylko głupkowato się śmieję i niepewnie, ym, dziękuję? Ahaha, nie wiem, czy powinnam się na niego obrazić, a tak właściwie to, z kim ja rozmawiam? To jest chyba Daniel, Skip? Och, musisz się jeszcze duużo nauczyć, Er. 
- Więc, czego uczysz naszego Luka, co? Całowania? - To chyba Beau, który zaczął właśnie udawać, że się z kimś całuje. Haha, wygląda jak kaczka.
- Haha, raczej nie tego uczy się na korepetycjach. 
- Ej, więc to ty jesteś tą Erin, co Luke pisze z nią na twitterze? - Luke potwierdzająco kiwnął głową. - A widzicie? Dobrze mówiłem, że to jego dziewczyna. Tylko czemu nam nie powiedziałeś, hm, L. ?
- Och, nie odpowiedzieliście na moje pytanie: skąd wiedzieliście, że tu jesteśmy, co?
- Luke, nie zapominaj, że jest coś takigo, jak internet, a na tumblrze i innych takich, jest pełno waszych zdjęć. 
- Ups. 
- Ech, debil. Haha, chcieliśmy nagrać filmik. Erin, jesteś chętna? - Och, ekstra. Znowu będę stała za aparatem i strzelała im fotki i ich kręciła. Ekscytujące.
- Jasne, mogę was nagrywać. - Nagle wszyscy zaczynają się śmiać. Ciekawe co tym razem powiedziałam, że wszystkich ich rozśmieszyło. Ciężkie jest życie w moim ciele. 
- Erin, głuptasie, przecież Jaiowi nie chodziło, żebyś nas nagrywała, tylko żebyś była nagrywana z nami. No, chyba, że się wstydzisz, co?- Luke głaszcze mnie po ramieniu, jak małą dziewczynkę.
- Aa, czego niby mam się wstydzić? Strzepuję jego rękę, bo coś czuję, że zaraz go skopię, za traktowanie mnie jak dziecko. Nie jestem od niego wcale taka młodsza.
- No nie wiem, jesteś w samych stroju kąpielowym. - O, nie. Kompletnie o tym zapomniałam. Eh, głupia, głupia, głupia. Aha! I co? Nie mówiłam, że powinnaś sobie odpuścić? Nie, nie mówiłaś. Pf. Kurde, jestem w samym stroju kąpielowym, naokoło mnie stoi piątka dziwnie ubranych chłopaków i śmieję się ze mnie. Świetnie. Czuję, jak moja twarz robi się koloru, nietwarzowej czerwieni. Jeszcze lepiej.
- Uuu, pierwszy raz widzę buraczkową twarz naszej Er. - Co? Jakiej ich Erin, co?
- Nie widzisz żadnej buraczkowej twarzy. I już się ubieram. Ej, Beau, a co ja mam robić w tym filmiku?
Chłopak chwilę myśli i mówi, że nie wie, mam być po prostu  spontaniczna. No dziękuję bardzo.
~*~
Czy widzieliście kiedyś całą różową Erin, chichrającą się z pięciu idiotów strzelających z procy ciastkami do małych dzieci? Nie? Och, to musicie zobaczyć ten obraz, musicie!
Ach, tak. Ty i te twoje super teksty, Erin. Cały czas się śmiejesz i coś odwalasz z tymi pacanami.. Och, zamknij się i daj mi żyć. Haha, głupia Erin. 
- Ej, Er, kto pierwszy zje trzy gałki lodów? Ja czy ty?- pyta się mnie James.
A, właśnie, siedzimy na tych samych kamieniach co wcześniej ja z Lukiem i jemy lody, znowu. Ugh, lepiej już wyczyszczę sobie buty do biegania.
- No pewnie, że ja głąbie. - Pf, James przegra ze mną na sto procent. A, no tak, już umiem ich imiona. Jej, punkt dla mnie.

-Och, Erin, na serio musisz już iść? - Tsa, moja mama byłaby wścieczozimna, gdybym wróciła do domu o północy. Chociaż, gdybym powiedziała, że byłam z Lukiem, to by mi wybaczyła. Och, nawet ucałowałaby mnie i wypytała co się u nas zmieniło. Ja to mam życie.
- Tak. Niestety. -Opuszczam głowę, bo wiem, że zrobiło się trochę niezręcznie. Przynajmniej u mnie w głowie. Pf, Erin, oni się pewnie cieszą, że już idziesz. Nudziaara.
- Uch, szkoda. Pewnie Luke cię odprowadzi, więc nie mamy na to więcej czasu. -odchrząknął Beau- Erin Clark. Czy pozwalasz Lukowi Brooksowi... dać nam swój numer telefonu? - CO? Ja tu myślałam, że to będzie coś, poważniejszego, a nie... numer telefonu. fwifu. Głupio wyszło. O czym ty myślisz, Erin? O niczym! Zamknij się.
- Yy, jasne, tak. A teraz przepraszam, ale już muszę iść. Ach, no i bardzo dziękuję za dzisiaj, było naprawdę fajnie. Cześć chłopcy. Dobranooc.
- Cześć Erin. - Odpowiedzieli chórem. Aw, jakże słodko.

- I jak, nie było, aż tak źle?
- Luke, co ty mówisz? Było świetnie. Naprawdę. -dodałam widząc nieprzekonaną twarz Luka.
- Ech, ale ty wiesz, że oni zrobili ci coś w rodzaju, testu?
- Co? Jakiego testu?
- Noo, przebrali się, żeby zobaczyć twoją reakcję, czy jesteś wyluzowana, czy sztywna. Powiedzieli, że nagrywają filmik, żeby zobaczysz czy wiesz o nas i jak na to zareagujesz. Do tego chcieli zobaczyć co i jak będziesz robiła. Ach, jednak mają trochę rozumu. A, no i coś jeszcze: polubili cię.
- O, naprawdę? Jeej! - Zaczynam skakać wokół Luka, łapię go za ręce i teraz skaczemy razem. Ach, wy ,,wariaci''.

Rozmawiamy z Lukiem przez całą drogę o wszystkim, i o niczym. Fajnie jest spędzać czas z kimś o płci przeciwnej, z którym można pogadać nawet o rodzajach sprejów do mycia okien. To takie fantastyczne, jest mieć takiego przyjaciela!
- Erin?
- Tak, Luke?
- Czy.. podobał ci się dzisiejszy dzień? Ale ten dzień, przed przyjazdem chłopaków?
- Och, jasne, że mi się podobał. Byliśmy razem i w ogóle. Było wspaniale trochę z tobą pobyć.
- Fajnie, dziękuję. - i tu zrobił coś, czego nawet w moich nocnych snów sobie nie wyobrażałam. Jedną ręką złapał mnie za rękę, a drugą przyciągnął do siebie i głaszcząc mnie po policzku, delikatnie się do mnie przysuwał. Jezu, Erin, chłopak twoich marzeń chcę cię pocałować, a ty stoisz, jak kompletna idiotka. Rusz się dziewczyno i go nie przestrasz.Tak, tak właśnie zrobię.

Luke przybliża się do mnie, a ja coraz szybciej oddycham. Moje serce bije z prędkością światła. Czy to naturalne, czy jestem dziwakiem z Jowisza?
Luke wreszcie przybliża się do mnie na tyle blisko, że czuję jego oddech na mojej twarzy. Też się przybliżam i dotykam jego ust moimi. Czuję się niesamowicie. To tak, jakbym zaczęłam fruwać. Muskam jego usta z czułością i miłością. Coś czuję, że to nie jest tylko mój, przyjaciel.
Po krótkiej chwili Luke się oddala i opiera o siebie nasze czoła.
- To... było, coś niesamowitego.
- Och, tak. -Odpowiadam i jeszcze raz muskam jego usta. Jezu, to jest wspaniały początek czegoś niezwykłego. Pss, Erin, jakie to oklepane. Och, daj mi się nacieszyć tą chwilą i zamknij się.

***
Jeest! Co za fantastyczny początek Lurin!!Jestem taka podjarana, a wy?
Dobra, a więc, nowy wygląd, muzyka, karty i w ogóle. Piszcie czy podoba wam się nowy wygląd, ok?
Do tego, dziękuję za coraz więcej komentarzy. Jesteście cudowni!
Piszcze swoje nicki czy coś innego, żebym mogła was informować, co, tak przy okazji, zaraz zacznę robić. 
+ Rozdziały dodaję CO NIEDZIELE. 
PS Podobają wam się BOHATEROWIE?
Dziękuję, miłej niedzieli! 

niedziela, 5 maja 2013

8




SMALL HEART ATTACK


Dziecko, co się z tobą dzieje? - Moja mama przeżywa jakiś kryzys wieku średniego, czy co?
- A co ma się dziać, mamo? 
- Erin, w chmurach latasz, czy co? Mówię do ciebie, pytam się, a ty nawet mnie pewnie nie słyszałaś. Kto i co ci zrobił, hm? 
- Och, a kto mi mógł coś zrobić, co? - Od rana pomagam mojej mamie w przygotowywaniu jedzenia na jakiś jej Zlot Początkujących Pań Domu. Tak, tak, początkujących. Nie wiem skąd ta nazwa, skoro należą do jej ,klubu' same babki po czterdziesctce z czwórką dzieci.
- A ten, Luke, prawda? ­­­
- Co z nim?
- No nie mów, że ci się nie podoba, córuś.
- Jest ładny.. bardzo ładny, ale to tylko kolega, mamo. Skończ wreszcie o nim gadać.
- Tylko mówię, że mogłabyś z nim gdzieś wyjść, no wiesz..
- Nie, nie wiem,wytłumacz mi.
- No Boże Święty, na randkę mogłabyś z nim gdzieś wyjść!
- Skoro tak na niego lecisz, to sama się z nim umów. 
- Nie, nie umówię się z nim, bo mam męża, dzieci i czterdziestkę za rok! Chciałam ci po prostu powiedzieć, że do siebie pasujecie i fajnie by było widywać takie ciacho u siebie w domu. Boże, a jakie śliczne by były wnuki, ach, Erin, zastanów się jeszcze, dobrze?
- Aha, mamo, to żenujące...
- Och, jakie żenujące, to słodkie!
Naszą ,przemiłą' rozmowę przerywa nam odgłos dzwoniącego telefonu. Z góry wiem, że to mój telefon, bo tylko mój iphone ma na tyle głośny dzwonek, żeby dało się go słyszeć z drugiego końca domu, ba, z innego piętra. Słyszę tylko jak moja mama wzdycha pod nosem i mamrocze coś o ,Moim Chłopaku'. Ygh, niech ona w końcu da sobie spokój z Lukiem, niedawno go poznałam, a ona zakochała się w nim za pierwszym spotkaniem, kiedy to było? Ach, kiedy przyszedł do mnie po, naszej słodkiej ran.., tfu, po naszym spotkaniu. Było wtedy milusio. Nawet bardzo. Kurde, Erin, ogarniesz się w końcu i odbierzesz ten telefon, czy będziesz tak stała przy drzwiach i lampiła się w nie, jak krowa w mur? Tak, jestem jak najbardziej za. Nie, no proszę cię, odbierz. Dobra.
Wchodzę do pokoju i rzucam się na telefon leżący na biurku. Cóż, ten kto dzwoni, jest bardzo cierpliwy, nie powiem.
-Halo?- czy wyszedł mi brytyjski akcent, czy tylko się przesłyszałam?
- Halo? Erin? To ja, Luke.- czemu moje serce zaczyna bić kilka razy szybciej? Co jest grane?
- Ach, siemka Luke. Co tam?
- Um, tak sobie myślałem, że, hm, no nie wiem.. może... ugh.- Od kiedy Luke się taki wstydliwy zrobił, co?
- Och, Luke. Weź się w garść i mi powiedz, o co chodzi, bo przyjdę do ciebie, chociaż nie, czekaj, nie przyjdę, bo nawet nie wiem gdzie mieszkasz. No wiesz co? Nawet nie wiem gdzie mieszkasz. Powinieneś już dawno mnie tak przyprowadzić. Foch.
Słyszę śmiech po drugiej stronie słuchawki. Tylko jeden mały problem, to nie jest śmiech Luka. Jezuniu, jego głos i śmiech, odróżniłabym z zamkniętymi oczami. Erin, gdzie tu sens, co? Oczami słuchasz? Dziecko, ogar i do szkoły. Aha, jasne. 
- Luke, jest ktoś z tobą?
- Yy, tak jakby, ale, och, Erin, co ty ze mną robisz, co? - zawał, ludzie zawał! Czy on powiedział... akhfyug. Boże, mini zawał serca. Och, padam na łóżko, ratunku. Czuję jak moje serce gwałci płuca. Szkoda mi ich, dużo się wycierpią leżąc w moim ciele. 
- A co ja niby z tobą takiego robię, co?- mój głos drży i brzmi jakby mówiła za mnie moja czteroletnia kuzynka, która udaje głosy księżniczek, spoko.
- Ach, chciałem się tylko zapytać, czy nie wyszła byś gdzieś dzisiaj, co? Znaczy, jak nie chcesz to nie. Sama zdecyduj. - słyszę jakiś plask po drugiej stronie słuchawki. Nie, nie zapytam się co to było, bo i tak mi nie powie. Kit. Zapytał się o co? Och, o.. randkę? Aww, ale słodko. Jasne, że się zgodzę.
- Och, jasne, że wyjdę. Ale gdzie? I kiedy?
- No nie wiem, może.. która jest godzina? Ok, jest czternasta, więc tak może za godzinę w Wattle Park, pasuję ci? 
- Jasne, dzięki, że dzwonisz. Kończę, bo chyba moja mama nie skończyła ze mną, rozmowy.- Nacisk na ostatnie słowo, może się domyśli o co mi chodzi. Nie, nie domyśli się, to facet, Erin. Dobra, jak sobie chcesz.
~*~
- Jak wyglądam?

- Pięknie. Luke na pewno będzie zadowolony.
- Och, mamo, a skąd ty możesz wiedzieć, że idę gdzieś akurat z nim, co?
- Um, bo Simone jeszcze nie wróciła i odkąd go poznałaś, to gadasz tylko o nim?
- Naprawdę tylko o nim? Ups.
Mama cicho się zaśmiała, po czym dała mi trochę pieniędzy i plasnęła mnie w tyłek? Aha?
-Buźka, idę. 
-Aha, trzymaj się.
Wychodzę z domu i od razu zakładam moje okulary przeciwsłoneczne. Jestem ubrana w jeansowe spodenki, do tego koszulka w paski i koszulę w kratę. Tak, tak, ja i mój hipsterski styl, ach, cudo. 


Idąc chodnikiem zauważam rosnącą naokoło roślinność. Piękne, kolorowe kwiaty, wielkie i zielone drzewa. W  Australii całym rokiem jest gorąco, chodź teraz Matka Natura przebiła całą siebie. Nie wiem, jak my wytrzymujemy w temperaturze plus trzydzieści stopni. Wczoraj było nawet trzydzieści jeden. A ja, marnotrawna Erin, nawet nie próbowałam się opalić. Hańba.
Wyciągam mój telefon, mam jeszcze kilkanaście minut. Na pewno się nie spóźnię, no proszę was. Ja? Z moją super kondycją? Pfi.
~*~
- To co? Jeszcze jedna porcja?- Siedzimy z Lukiem na, jakże wygodnych, wielkich kamieniach ustawionych na zieloniutkiej trawie w naszym parku. Jemy już chyba z piątą porcję lodów, ale jest tak gorąco, że nie dalibyśmy bez nich rady. 

 - Niee, chcesz mnie utuczyć  Mam o wiele lepszy pomysł. - Ta, ciekawe czy on się zgodzi, w końcu nie każdy nosi strój kąpielowy, pod ubraniem. Nie każdy jest taki głupi, jak ty, Erin. Oj tam.
- No dawaj, mądralo.
- Po co mamy wcinać tyle lodów, żeby ochłonąć, skoro mamy taki piękny ocean, co? Przecież można w nim pływać. No, chyba że nie chcesz się przy mnie rozbierać, haha.
- Nie, znaczy, ja? Mam się wstydzić, ciebie? Och, chyba mnie nie znasz, Erin. Tylko mi nie mów, że nie zakładasz stroju kąpielowego pod ubranie? - Tak! Czyli nie tylko ja, jestem taka dziwna.
- Jasne, że noszę. Tak na wszelki wypadek. A pamiętasz ten dzień,  jak Earl prawie się utopił? Boże, jak ja się wtedy bałam.
- Haha, sikałaś ze strachu, młoda. Ach, a ja byłem taki bohaterski i nosiłem tego kloca na rękach przez całą drogę. Nie wiem czym wy go tam karmicie.
- Mi to mówisz? Czasami budzi mnie skacząc po moich plecach. To dopiero jest przeżycie!- Luke zaczyna się śmiać, a ja dumna ze swojego, żartu, tylko chichoczę w rękaw.- To jak? Idziemy popływać?
- Jasne, chodź.
Wstajemy, a ja odruchowo zetrzepuję z moich spodenek brud.  Luke robi to samo, po czym, uwaga, bierze mnie za rękę! Och, nie wiem jak ja z nim mogę iść, zaraz dostanę zawału, Boże, ratunku!
~*~
- Ale idzie fala! Erin, nurkuj! Boże, co to był za skok, proszę pana! Gówno, Erin, hahah, jeden zero. 
- Luke, na pewno wszystko w porządku? Chyba za głęboko zanurkowałeś.
- Nie, no coś ty! Wszystko w porządku, a teraz chop!- przewiesza mnie sobie przez ramię, a ja, uderzając go lekko w plecy i krzycząc, żeby tylko nie gapił się na mój tyłek, wiszę na nim, jak idiotka. W końcu zrzuca mnie prosto do wody. Luke nurkuje i doskonalę widzę go pod powierzchnią. Patrzymy na siebie przez jakiś czas, ale na nasze nieszczęście, nie mamy rybich płuc, dlatego zaraz wynurzamy się. Mój instynkt samozachowawczy każe mi podpłynąć na brzeg, więc ostatni raz zanurzam głowę w wodzie i z niej wychodzę. Jeżeli jeszcze chwilę bym tak została, to obiecuję wam, że wyglądałabym jak jakaś stara babcia z tą swoją pomarszczoną skórą. Trzy razy nie, dziękuję.
- Luke! Luke! Luke! Chodź do nas! Och, Boże, jaki on śliczny, prawda?!- wtf? Kto to krzyczy? Ledwo co się odwróciłam, zauważyłam dużą grupę dziewczyn biegnących w kierunku moim, znaczy, biegną do Luka, dlatego szybko się odsuwam, żeby mnie nie poturbowały. No to mam P R Z E K I C H A N E.
~*~
- Och, dajcie już spokój. Tak, chcę przejść. Tak, jasne, że was kocham. Mhm, dobrze. Miłego dnia.
- Co to było, co? 
- Och, Erin, daj spokój. Sam nie wiem. O Boże! Nie, tylko nie to.. A myślałem, że będziemy mogli odpocząć. - Zaczynam rozglądać się za kolejnymi napadami fanek, ale nikogo nie zauważam.
- O co ci chodzi? - szepczę do Luka.
- Reszta Janoskians tu jedzie. I mają kamerę.- Nagle robi mi się czarno przed oczami. Jestem tylko w stroju kąpielowym, mam mokre włosy i zaraz mam poznać, mam nadzieję, moich szwagrów i kolegów Luka? Nie dziękuję. 
Oglądam się we wszystkie strony i widzę czwórkę chłopaków jadących na bmxach, a nie, jeden, biegnie. Boże, jaką on musi mieć kondycje. Na dodatek przebrani są w jakieś kolorowe stroje niczym wyjęte z komiksów.  Luke miał rację, oni są dziwni. Kiedyś mi o  nich opowiadał, jego bliźniak- Jai podobno kiedyś wypił zgniecionego ślimaka z mlekiem. Rzygać mi się po tym chciało, bo Luke wszystko opowiada, hm, bardzo realistycznie i szczegółowo.
Mam nadzieję, że przypadnę im do gustu. 

***
UCH. Taka śliczna pogoda. Informuję was i idę na dwór. A wy przeczyatć, skomentować i na świeże powietrze. Miłego dnia!
  
PS zostawiajcie w komentarzach kontakt. Dziękuję.

niedziela, 28 kwietnia 2013

7


SURPRISE



Wyspana i odświeżona schodzę po schodach. Mam wielką chcicę. Boże, Erin, nie przy ludziach. Eh, co marudzisz? No, więc o czym to ja? A, tak, mam wielką chcicę! Jestem cholernie głodna i liczę, że żaden Earl nie będzie mi wchodził w paradę. Chcę mieć pół godziny tylko dla siebie, no, plus dodatkowe pół  godzinki dla słoninki, jeny, nie wierze, że to powiedziałam. Tak, powiedziałaś to zakalcu, jestem świadkiem. Nieważne. Wchodzę do kuchni i kogo widzę? Mamę. Co ona tu, do jasnej cholery robi, co? Ugh, miałam mieć dzień tylko dla siebie, a ona zaraz karze mi coś robić. Kurde, mam przekichane.
- Czejka mamo, ty nie w pracy? - Ach tak, Erin, ty i te twoje połączone słowa. Tym razem padło na cześć i hejka? Jakże kreatywnie, brawo.
- Dzień dobry, kochanie. Przecież mówiłam.. a może nie mówiłam? No, w każdym bądź razie, dzisiaj wzięłam sobie wolne. W pracy jest tak nudno, że traciłabym tylko czas. A tak to, zrobiłam już ciasto, patrz, piecze się. Jesteś głodna?
- Bardzo, wstawisz wodę, mamuś?
- Och, Erin, idź ty się lepiej ubierz, dobrze? Ja ci zaraz zrobię śniadanie. - No, przy najmniej jeden plus siedzenia mamy w domu.
- Ok, dziękuję. - Całus w policzek i biegiem skierowałam się w stronę schodów, a później do swojego pokoju. Długo myślałam nad tym, co mogę założyć, w ten piękny dzień, aż w końcu zdecydowałam się na spodenki i bluzkę z nadrukiem.

Przecież nigdzie nie muszę się stroić, prawda? A takie spodenki i fajna bluzka są w sam raz. Przeczesałam włosy i spięłam boki spinkami. Och, Erin brzydalu, dla kogo tak się pindrzysz, co?
Pf, możesz się już zamknąć? Zaburczało mi w brzuchu. To oznacza tylko to, że mama powinna zrobić mi już śniadanie. Schodzę po schodach i wchodzę do kuchni. Widzę już talerzyk i kubek na stole, to dobry znak. Pocałowałam ją w policzek, po czym zaczęłam jeść, moje słodkie śniadanko składające się z kilku tostów, kakaa i jogurtu. Boże, a gdzie moja dieta?
~*~
- Er, kochanie, poszłabyś do sklepu, bo brakuje mi produktów do obiadu. - Ach te słownictwo mojej mamy. Piękne.
- Jasne, co mam kupić? 
- Yy, już ci mówię, znaczy dużo tego, to ci napiszę. Chcesz tak wyjść?- wskazuje na mnie palcem, a gdy kiwam twierdząco głową, wzdycha głośno i mówi żebym poczekała.
Po kilku minutach daje mi karteczkę, która jest całkowicie zapełniona nazwami produktów, które muszę kupić, daje mi też pieniądze, a ja tylko ubieram buty i wychodzę głośno wzdychając. Och, oczywiście wzięłam ze sobą wielką torbę, bo jakże lepiej mieć swoją, materiałową, niż kilka maleńkich sklepowych, które są niebezpiecznie cienkie i w każdej chwili mogą mi pęknąć w środku drogi. To byłoby strasznie nieprzyjemne. 
Idę grzecznie chodnikiem, podziwiając dzisiejszą pogodę. Jest, jak zawsze, strasznie ciepło, waham się nawet, żeby nie powiedzieć, gorąco. Musiałam założyć okulary przeciw słoneczne, bo słońce wali mi prosto w oczy. 
A tak w ogóle, wczoraj rozmawiałam z Simone, która, jak już mówiłam, jest na dwa tygodnie u babci w Sydney. Nie wiem jak ja bez niej wytrzymuje, no ale cóż. Mówiła, że świetnie się bawi, bla,bla,bla, tęskni i przesyła pozdrowienia od całej rodziny, aha. Czyli jeszcze z tydzień się nie zobaczymy. Chyba wytrzymam.
Wracając do świata żywych, zobaczyłam, że tylko kilka ulic dzieli mnie od spożywczaka. Czemu idę właśnie do niego, a nie do Tesco? Albo chodź by jakiegoś innego sklepu. Chyba moja podświadomość myślała za mnie. Ups, jesteś leniuszkiem Erin i wiem, że nie chcę ci się zawracać, żeby iść gdzieś indziej. O, popatrz, czy to nie twój Luke z jakąś dziewczyną? Co? Gdzie? Boże, Erin, wariujesz. Gadasz sama ze sobą. Do psychiatry z tobą! Akisz. Dobra, cicho.
Druga Erin miała rację, na końcu ulicy, tej samej ulicy, na której jest spożywczak, stał Luke albo jego brat bliźniak, nie wiem i gadał sobie z jakąś dziewczyną! Ugh, spokojnie Erin, to twój kolega, który na dodatek jest sławny. Aż dziwne, że Simone nigdy o nim nie słyszała, a może słyszała, ale nigdy o nim nie mówiła? No cóż, w każdym bądź razie, mam tam do nich podejść, czy co? Poczekać? Tak, poczekam. 
Dość długo sobie poczekałam, ale na szczęście ta dziewucha chyba mnie zauważyła, a starałam się być niewidzialna, wskazała na mnie palcem, a Luke albo i nie Luke, się odwrócił i tak właśnie teraz gadam z nim i jego nową ,koleżanką'. Haha, zazdrośnica z ciebie, Er.
- To ty jesteś Erin, prawda? - skąd do cholery ona wie jak się nazywam, co?
- Em, tak, a co?
- W internecie jest trochę twoich zdjęć, razem z Lukiem ładnie wyglądacie razem. Bo, wy jesteście razem, prawda? - UPS. Chyba zadarła za daleko.
- Yy, nie, znaczy.. nie! Nie jesteśmy razem. - Luke przejął inicjatywę.
- Właśnie, a teraz bardzo was przepraszam, ale mama wysłała mnie po zakupy. Ugh, cześć.
- Nie, czekaj! Może zrobimy sobie razem zdjęcie?- aha, czyli znowu wcisną mi aparat i każą robić sobie tysiąc ,super fajnych' zdjęć. Ekstra. 
- No chodź, Erin.
- Co? Ja też? 
- No, a nie? nie wydurniaj się, tylko chodź.
- Nie wydurniam się. To ty robisz ze mnie idiotkę.
- Dobra, dobra. Chodź do nas. - szybko do nich podchodzę i staję po lewej koło tej dziewczyny. Luke klika jakieś zdjęcie na jej, super ładnym, pewnie nowiuśkim IPhonie, późnej jeszcze na swoim, tak samo ładnym telefoniku, a ja tylko stoję i się uśmiecham. Ach, jakaż dobra ze mnie aktorka.
~*~
-No naprawdę ci mówię, tak właśnie zrobił. - Luke zaczyna się śmiać, z mojego, jak jeszcze przed chwilą myślałam, w ogóle nieśmiesznej opowieści o moim rzygającym bracie. Może naprawdę powinnam zostać komikiem? Moja rodzina się ze mnie śmieje, Luke się ze mnie śmieje, cały świat się ze mnie śmieje. To takie żałosne, że aż śmieszne.
Jeździmy sobie z Lukiem po Tesco (tak, jednak się wróciliśmy do Tesco, bo w spożywczaku, nie było nawet połowy tak egzotycznych produktów, które wymyśliła sobie moja mama). Znaczy Luke ciągnie wózek, a ja w nim siedzę i wkładam rzeczy. Właśnie przejeżdżamy koło alejki p, z odkurzaczami i mopami. Wzruszająca chwila.
- Uwaga! Trzymaj się mocno, Erin. Skręcam! Och, widziałaś ten drift? To było coś. Trzymasz się? - Mój krzyk radości, niech weźmie za potwierdzenie. - To jedziemy dalej! Co masz jeszcze na liście? 
- Cztery bagietki!
- Już się robi kapitanie Clark. Jak myślicie, który to będzie rząd? 
- Myślę, że rząd z pieczywem, kapitanie Brooks.
- Do dzieła!- Luke skręca w jakąś uliczkę, jak się domyślam, w uliczkę gospodarstwa domowego. Szufelki, szczotki, zmywaki, ncui4r. Nic dla nas.

Jest godzina czternasta. Wracamy z Lukiem do domu, po naszych wspaniałych zakupach. Torba jest tak ciężka, że nawet z pomocą Luka, ledwo co daję radę. Nie wiem, po co mamie tyle rzeczy. Ciekawe czy będzie wkurzona, że tak długo nie wracałam.
- Ok, jesteśmy. - Otwieram drzwi, a Luke bierze torbę i wchodzi z nią do domu. Szczerze mówiąc myślałam, że zostawi mnie z nią i sobie pójdzie, ale nie, on musi wejść, przywitać się z moją mamą, pomóc jej i tak dalej. Ugh, on i te jego dobre maniery.
- Dobrze, pomyślę nad tym. Do widzenia!- żegna się z moją mamą.- Siemka Er. - Puszcza mi oczko i najnormalniej w świecie wychodzi z mojego domu. Ja tylko głośno wzdycham i obserwuję przez okno, jego powrót do domu. 
- Podoba ci się. 
- Co? Kto?
- Och, Erin, nie udawaj zdziwionej. Luke, on ci się podoba. 
- Pf, wcale nie, to tylko kolega.
- Tak, tak. Nicole też tak mówiła na Tom'a, a w sierpniu jest ślub. 
- Mamo, daj spokój. 
- Dobrze, nic nie mówiłam, ale pamiętaj, mi zawsze, wszystko możesz powiedzieć. 
- Yhym, dziękuję. - Jezu, ratunku! Biegiem ruszam w stronę schodów, żeby spędzić bezpiecznie czas w mojej jaskini. Zamykam drzwi i rzucam się na łóżko. To był dziwny dzień!

***
Ugh, niedziele są do kitu!

Jeżeli chcesz być informowany, napisz swój nick z twittera w komentarzu. Dziękuję za coraz mniej komów, kocham was! 

niedziela, 21 kwietnia 2013

6



DAMN LEAFS

Słoneczne popołudnie, czyli codzienność w Australii. Rodziny jeżdżą na pikniki, do miasta, na plażę, do rodziny, na wieś, gdziekolwiek, jednak pewna rodzina Clark'ów, w ten oto piękny dzień, postanowiła poprawić stan swojego ogródka, który po poprzedniej zimie, był trochę zapuszczony. Liście, wszędzie liście. Śmieci- wszędzie. Uschnięta, żółta trawa- jest. Takie argumenty dała Pani Clark, aby zmusić całą rodzinę do oprzątnięcia tego bałaganu. Tak oto, Alice Clark, jej mąż Greg oraz ich dzieci: Erin i Earl spędzają już którąś godzinę na przywróceniu swojego ogródka do porządku. Eh, Erin, zajmij się lepiej zbieraniem liści, a nie gadaniem do siebie. Och, nawet teraz to robię, grr.
- Mamo, jak możesz? - krzyczę, żeby chodź trochę uratować moją dumę.
- Erin, miałaś przynieść tylko cztery6 butelki wody, a ty siedziałaś w tym domu i siedziałaś. Paul! Ile nie było naszej księżniczki?
- Pół godziny. Liczyłem!
- No więc, siedziałaś w tym zakichanym domu pół godziny i jeszcze nie przyniosłaś tej wody. Co ty tam robiłaś, co? 
- No wiesz...
- Dobra, nie chce tego wiedzieć. Za lenistwo kara- dodatkowo skosisz trawnik, bo strasznie zarósł, ale nie zapomnij o liściach, Erin. - Ach, nie wytrzymuje już. Siedzimy tu już trzy godziny, a oni mają do mnie pretensje, że odpoczywałam. No cóż, mam chyba najcięższą pracę z nich wszystkich, a jeżeli jeszcze dodać koszenie trawnika, to już w ogóle. Co ja, robot jestem? Dobra, skończ gadać, Erin, bo matka wymyśli ci jeszcze dodatkowe dodatkowe zajęcie, które ,pozwoli ci się skupić'. Fajne życie, nie ma co.
- Mamo, patrz co znalazłem w taty samochodzie! - No tak, Zawsze Podniecający Się Earl, musi mnie jeszcze bardziej wkurzać. 
- Co tam znalazłeś, kochanie?
- Sama zobacz.- wyciąga rękę i pokazuje nam już trochę zużytą, pogniecioną gazetkę Playboya. Zaczynam się śmiać, tarzając się po ziemi. Jezu, czemu tata ukrywa przed własną rodziną takie rzeczy? Niewyżyty erotoman. Haha, Er, kotku jak możesz? To przecież twój ojciec. No tak, wiem. 
- Em, Earl, idź to odłożyć, dobrze? PAUL! Proszę, chodź, zrobimy sobie małą przerwę. - Ta, już widzę tą ich ,małą przerwę'. Pewnie tata będzie się tłumaczył, czemu chowa takie rzeczy, przecież my jesteśmy tylko ludźmi, bla, bla, bla. - A ty Erin, przypilnuj, żeby Earl pracował. - a widząc, że już wstaje i chce odpocząć dodaje- Hola, hola, ty też mam zbierać te liście, ok? My zaraz wrócimy. - Tak, oczywiście, pf.

                                     ~*~
-Wiesz co Erin? Mogłem nie pokazywać tej gazety, przy najmniej szybciej skończylibyśmy tą robotę.
- Earl, nie ma ich dopiero kilka minut, a zresztą, masz racje. Chodź, nie będziemy pracować za nich, pf. - Siadamy na dużej huśtawce popijając wodę, po którą oczywiście musiałam iść JA.
-O, idą. Jezu, Erin idą! A jak się wkurzą, że nic nie robimy? - zszedł z ławki i podbiegł do grabi udając, że zgarnia liście. Amator przygód, aha. 
- Ok, wracamy po przerwie dzieci! - mama klaszcze w dłonie i kuca przy tych swoich pięknych kwiotkach. Jezu, nigdy, przenigdy, nie będę miała ogródka. Zamieszkam w bloku. Bez balkonu. Z monopolowym na parterze. Ta i skończysz jako bezrobotna prostytutka, spoko. Rób co chcesz Erin, ale nie będę słuchała twoich narzekań. Odbiegasz od tematu, Erin, lepiej skup się na zbieraniu liści. Kompromitujące..
Nie minęło dużo czasu, kiedy mój brat znowu coś wygrzebał i przyniósł nam się pochwalić, rodzice robili już sobie trzecią przerwę, a ja nadal zbierałam te głupie liście. Boże, ratuj.
- Ktoś dzwoni do drzwi. - mówiłam już, że mój tatusiek kochany ma słuch, jak zmutowany nietoperz? Słyszy wszystkich i wszystko, więc kiedy omawiam coś ważnego z Simone, to zawsze upewniam się, że muzyka jest wystarczająco głośna. Chyba nie muszę mówić, po co, prawda?
- Ja nic nie słyszę. Erin, słońce idź zobacz kto to.
- O nie, ja już poszłam po wodę, zresztą, Earl jest młodszy. Temu pingwinowi przyda się ruch. 
- Jak ktoś wyzywa, to się tak sam nazywa. - Haha, Earl traci formę, kochani.
- Proszę cię, bo padnę. 
- Jak cię zaraz.. 
- Dzieciaki! Earl, idź zobacz kto to, ale jak to będzie listonosz, to nie otwieraj. Nie chce mi się mu tłumaczyć, czemu używam takich, a nie innych doniczek do kwiatów. Ten facet jest jakiś. - ruch ręką koło głowy, na znak, że jest nienormalny. Gwizd i mówi dalej. - No,pośpiesz się. 
- Dobra, już dobra. - Earl otrzepuje spodnie i wyrusza zobaczyć co lub kto od nas chce. Po chwili woła. - To tylko Luke, Erin chodź tu!
- Jeny.. - po co przylazł? I tak nie mogę wyjść. - Hej, jak tam, Luke?
- Cześć Er. Nudziło mi się, więc przyszedłem. 
-Am, ok, ale wiesz, pomagam w sprzątaniu, więc nie mogę wyjść. 
- Dobra, to chodź. Pomogę ci, co nie? - On sobie ze mnie żartuje, czy co?
- Yh, jak sobie chcesz. - Poszliśmy do ogrodu, gdzie oczywiście, gentleman Luke, przedstawił się moim rodzicom, przywitał się z Earlem i zaczął zbierać liście. To takie dziwne, że aż śmieszne. 

                                    ~*~
Kiedy już ogarnęliśmy z Lukiem większość podwórka z liści, ten zabrał się za koszenie trawnika, a ja wkładałam te przeklęte kubki odpadów do worka.  W sumie Luke strasznie ochoczo mi pomagał, ciekawe czy w domu też jest taki pomocny. Lol, Erin, ogarnij się i wkładaj równo te liście, bo ci wypadają. Dobra, skończ.
- Kończcie już. Zaraz kolacja. - Ble, kolacja. Mamo, czy ty.. a, tak, zawsze jesteś taka natrętna, jeżeli chodzi o jedzenie. Wole się nawet z nią nie kłócić, bo będę musiała robić jeszcze dodatkowo-dodatkową pracę.
- Spoko, pomóc w czymś pani? - O, co on? Chce się podlizać moim rodzicom, czy co? Jeszcze się nie zaręczyliśmy, znaczy.. ERIN! O czym ty myślisz, barbarzyńco?
- ERIN! Już mi tu, rozstaw talerze. 
- Ok. - zrezygnowana odkładam grabie i idę do mamy. Biorę talerze i sztućce i idę do ogrodu. Rozkładam to na stole i znowu do mamy, i tak kilka razy, aż na stole było wszystko potrzebne do grilla, tfu, kolacji.
- Więc, jak wam smakuje moja surówka? Chciałam zrobić taką, no wiecie, zdrową, bo podobno miałaś się odchudzać, prawda Erin? - Y, po co ona to do cholery mówi, co? Brak, brak, braaak kultury.
- Y, no miałam, ale mi na razie nie wychodzi. - tata zaczyna się śmiać, Luke też, pewnie z grzeczności. Earl, żeby nie być inny też, mamo, i ty? Co, to miało być śmieszne? Dobra, foch.
- Yh, jesteście okropni!- prycham i dłubie widelcem kiełbasę. Niech mają, ależ ja jestem śmieszna. 
- Oh, Er, nie obrażaj się. - Co ty Luke, oczadziałeś? Pocieszasz mnie? Pf, spadaj.
- Dobra, odwalcie się.
- Erin, język.
- Ehe. Dobra ta kiełbasa. 
- Prawda, kochanie? Spróbuj cacynków. - Jezu, zaraz wepchnie we mnie całą lodówkę.
Później było już lepiej. Pogadaliśmy sobie, pośmieliśmy się, bla,bla,bla. Żarłam, żarłam i jeszcze raz żarłam. 
- Dobrze, ja już się będę zbierał. Bardzo dziękuję za przepyszną kolacje, było mi bardzo miło.- pożegnał się i poprosił, żebym go odprowadziła. Co mi szkodzi? Przynajmniej chociaż trochę opóźnię paplaninę mamy, na temat mojego ,chłopaczka'. Jezusie!
- I jak ci się podoba moja rodzina? 
- Jeny, są świetni. A co do twojego odchudzania, to niby czego chcesz się pozbyć, co?
- Pf, widziałeś mnie w.. a, no tak, widziałeś. - śmiech Luka. Ach, to takie słodkie, jestem taka zabawna. Raczej głupia, Eruś. Zamknij się.
- Zimno mi, chyba sobie poradzisz, prawda?
- Ach, tak, tak. Dzięki, że mnie przechowałaś. Wyjdziemy jeszcze, nie? 
- Ehe. Wiesz, że używam tego twojego twittera?
- O, to wspaniale! Jak się cieszę, dobra, idź już. Dobranoc.
- Dobranoc. - Mały przytulas i każdy idzie w swoją stronę. Jeżeli trochę dłużej pomyślę, to nawet się ciesze, że Luke do mnie przyszedł. Fajnie mieć takiego kolegę. Aha, kolegę.

***
Jezu, nie wiem jak ja to napisałam, ale ok. 
Trochę późno dodaje, za co bardzo przepraszam.

Wiecie co myślę? Jeżeli to przeczytałeś, to skomentuj, proszę. Taki komentarz, to dla ciebie nic, mała chwilka, a dla mnie wielka satysfakcja i powód do dalszego pisania!

+ Chcę zmienić wygląd bloga, więc bądźcie czujne :)

niedziela, 14 kwietnia 2013

5


SURPRISE ON A DATE

Doszłam! Och, Erin zboczeńcu, hihihi, ale jesteś dziwna, pf. Zamknij się, debilko, gdzieś tam w tym pięknym parku, z tysiącem ohydnych gołębi i grubiutkich dzieci bawiących się w brudnym piasku, czeka na ciebie ON. Tak tak, skarbie, on, Pan Od Piłki, Luke Brooks, Pan Ratownik, jak tam sobie chcesz. Gdzieś tam czeka na ciebie, bo się spóźniłaś, łamago.
 Z przyzwyczajenia wyjmuję swój telefon i patrzę na godzinę. Nie jest tak źle, sześć minut przed czasem. Oj, kochanie, czemu ty jeszcze nie startujesz w jakiś zawodach, co? Toż ty masz taki talent, że hoho. Dobra, koniec, skup się Er, twój cel to Pan Zawsze Przystojny i Pomocny Brooks, pewnie będzie wyglądał, tak, że moja podświadome ego  da mi  mentalnego kopa w dupe i powie ,Co ty robisz z takim ciachem, co brzydalcu?' Hehe, dobre sobie. Jak sobie przypomnę wzrok niektórych dziewczyn z tego nieszczęsnego dnia, to, aż mnie w żołądku skręca, a najgorszy był ich wygląd. O Boże... po co się malować w lato? W dodatku w Australii? Kraj przy równiku, a dziewczyny oczywiście muszą się malować, pf. A później się dziwią, że krzywe mordy mają. ERIN! O czym ty do cholery gadasz, co? Jezus Maria, gdzie ty zaszłaś, co dziecino? Do harcerzy trzeba cię zapisać to się nauczysz koncentracji, chyba do harcerzy, nie wiem. Dobra, nevermind, my tu gadu-gadu, a na jednej z ławek siedzi Lukuś Brukuś i wierci się jakby miał owsiki w tyłku. Ach, piąsia Erin, tyi te twoje pojazdy, ach. Zażądzam koniec obrad, moje panie. Dyskusja skończona. 
Biegne, ale tak na luzie (co ja plote?) żeby nie było, że aż tak się przejmuję, nie no nie, ja Erin Zawsze niedostępna Clark mam kręcić sobie włoski przy chłopakach? O, co to, to nie. 
- Cześć Lukuś Pukuś. - No nie, następne przezwisko? Ma się ten talent, no nie?
- O, hejka gazusiu. Hmm, niezbyt to do ciebie pasuje... zresztą, wymyślimy coś. - Ach, jak słodko..
- Tak tak, jasne, ale Erin wystarczy.
- Och, po co te nerwy? Wciekus, tak jak lubie. - Nie wierzę.. czy pan gentelman Brooks, potraktował mnie tak, jak dziewczyny w tych wszystkich tanich serialach amerykańskich? No nie...
- Ominę ten brak szacunku do mojej cennej osoby. - wypięłam się jak jakaś kobra i poszłam kilka kroków na przód. - No idziesz czy nie? Chyba, że nie mieliśmy tam iść.
- Tak właściwie, to chciałem żebyśmy sobie posiedzieli, ale jak wolisz. - Och, no masz ci los. Nie lubie wybierać takich rzeczy, bo później będzie wszystko na mnie. 
- A mi to tam obojętne. Na której ławce siedzimy? 
- Obojętnie. - to tak się teraz bawimy, tak? Wszystko obojętne? No to świetnie, wdepłam w super-fajną randkę, na której będziemy ciągle mówić ,obojętne'. Oby nie. 
- Ok. - siadamy na poprzedniej ławce, na której siedział Brooks. Mija czas, bardzo miło przyjemnie, słońce grzeje ptaszki ćwierkają, dzieci piszczą, psy szczekają, fale szumią, o czym my to? Aa, no tak. Siedzę sobie z Panem Lukiem na ławeczce i omawiamy produkcję słomek do picia. No bo jak się takie coś robi, co? Przyznaję się bez bicia - ja nie wiem. 
                                                         ~*~
Nie minęło pół godziny, a my zjedliśmy już kilka porcji lodów. Luke miał racje, to najlepsza lodziarnia na świecie! Ciekawe czy przyprowadza tu każdą dziewczynę... O, co ja widzę, zazdrosna Erin, to rzadki widok, muszę zrobić zdjęcie, poczekaj, nigdzie się nie ruszaj. Ach, zamknij się.
- Tyłek mnie już boli od tej ławki, chodź. - Dobrze, że to powiedział, bo swoją drogą, te metalowe ławeczki wcale nie należą do najwygodniejszych, no cóż. 
Idziemy sobie, wszystko gra, tralala, nieważne. Luke jak na gentlemana przystało podał mi swoje ramię , żebyś przypadkiem się nie wywróciła, my lady'. Jasne jasne, prędzej on by mi nogę podłożył, a ja bym się wyłożyła jak głupia na ten ohydnie brudny piasek, niż sama bym się przewróciła. O Jezu, zamknij się Erin, takiego cudownego masz chłopaka koło siebie, a myślisz o jakimś piasku. Taka strata, taka strata...
- No, ale powiedz, kochanie, chyba cheeseburger to najlepsze co mógł człowiek wymyślić, no, bo patrz, samym hamburgerem się nie zapchasz, prawda? Szczególnie tym co dają w McDonaldzie, tak nawiasem mówią, a jak weźmiesz sobie takiego cheeseburgera, to od razu banan na mordzie, bo to i duże, i soczyste, no i z podwójnym serem, oczywiście. Eh, zjadłbym sobie tego cheeseburgera...
- Hahaha, Brooks, dobre.- przyznałam racje mojemu kompanowi. - Wiesz co? Tylko mi ochoty narobiłeś tym gadaniem. - trzasnęłam go w ramię, ale nie tak mocno, no gdzie. Jeszcze sobie pomyśli o mnie jak o psychopatce i co będzie? 
- Ochoty na co? - Jak ja go zaraz... ujdu3fb. Idiota zaczyna się śmiać i poruszać dziwnie brwiami. 
- No na jedzenie, zboczeńcu. Pf, kto cię wychował, co? - Chyba nie da­­­­­­ję rady grać takiej poważnej, bo też wybucham śmiechem. Na dodatek strasznie zakręciło mi się w głowie i kichnęłam. Na szczęście w porę zdołałam opanować ruchy rąk i zakryłam sobie usta dłońmi. Przy okazji wyobraziłam sobie jakże śliczny obrazek, aha, już to widzę. Ja cała czerwona przepraszająca obsmarkanego przeze mnie Luka. Hahah, nie, nie i jeszcze raz nie, nie zrobiłabym mu tego. Nie jestem samobójcą.
- Dobra motorku-Erin, przysiądźmy na chwilę, bo mnie już nogi bolą. Ja to nie wiem co ty bierzesz, ale masz kondycje, nie ma co. - A  nie mówiłam, kotku? Masz to coś w genach, a może miałaś dziadka Kenijczyka? A może się udław?
- Jasne, usiądźmy. Podniosę cię na duchu, mnie też bolą nogi, nie ma co. Ten piasek chyba  ma jakieś specjalne moce. Haha, co ja bredzę?- śmieje się jak idiotka, a Luke patrzy się na mnie jak krowa w mur.  O co mu chodzi? Dobra, Erin, robisz z siebie idiotkę. przestań.
- Mogę ci zrobić zdjęcie? - wtf? Po co mu moje zdjęcie, co? 
- A co, masz puste miejsce przy moim kontakcie?
- Nie, znaczy tak, też, ale ślicznie wyglądasz. - I uwaga, uwaga. Pewnie większość by teraz spuściła głowy, strzeliła buraczka, itp. itd., ale ja, ja drodzy mili nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać jak powalona. Luke ma rację, muszę coś brać, a może to te ostatnie ciasteczka co zrobiła babcia, hm?
I co za chwilę słyszę? CYK! Tak tak, wielkie, głośne i przerażające CYK! hahah, Erin, co ty wygadujesz? Haha. Chyba, hahah Luke, haha zrobił, hahah, mi, haha, zdjęcie hahaha, Jezu, mój brzuch...
- Dobra, mamy to. Awh, aleś ty pinkna, moja droga Erineczko. No zobacz, zobacz.- zaczął wymachiwać mi telefonem, przed twarzą.- Mogę wstawić na twittera, prawda?
Co? Jaki Twitter? Aa, już wiem, ale ja tam dawno nie wchodziłam, jeny!
- Jaki masz nick? A w ogóle masz tam konto? - Powiedz, że nie. Przecież i tak  nie pamiętasz hasła. 
- Nie, nie mam, a mam założyć? 
- NO JASNE! Boże, Erin, dziecko drogie, jeszcze się pytasz?- pauza- Chodź, ja tez zgłodniałem. 
                                                 ~*~
I tak właśnie trafiliśmy do słynnego McDonalda, siedząc po prawej stronie lokalu w przytulnym koncie. Ach, nici po moim ,odchudzaniu'.
- Przepraszam, Luke, prawda? Czy mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? - Po raz drugi dzisiaj: WTF? Na co jej (po raz drugi dzisiaj) zdjęcie Luka, co? Czy ja o czymś nie wiem?
- Em, jasne. Chodź tu. - Czy on własnie do niej zamruczał? Co się dzieje, halo, baza do Eriiin, halo odbiór, co się dzieje, kapitanie Erin, halo, odbiór.
- Em, zrobiłabyś nam zdjęcie? - Czy ta dziewucha właśnie coś do mnie gada? Pf, a zrobię im takie zdjęcie, że klisza pęknie. Ja jej dam, przeszkadzać w randce (chyba randce) Erin Clark i Luka Brooksa. A co do tego zgreda Luka, to czemu jakieś dziewuszysko chce sobie robić z nim zdjęcie, co?
- Jasne, jasne. - Na twarz wpływa mi sztuczny uśmieszek numer sześćdziesiąt cztery. Biorę od tej głupiej jędzy jej głupi różowy aparacik, o, jeszcze dała mi telefon, jak miło. Ile ona chce tych zdjęć do cholery? Chce je gdzieś sprzedać, czy co?
Pstryk na aparacie i pstryk na telefonie. O, jak ślicznie razem wyszli, tylko wymazać tą tapeciarską żabę ze zdjęcia i cycuś blancyk, czy jakoś tak. 

CO. ONA. DO. DIASKA. ROBI. CO? 
Ta ropucha siedzi tu już jakieś pięć minut od mojego oświadczenia, że zdjęcie zrobione i podrywa MOJEGO ( no dobra, nie mojego) LUKA. Że też jej nie wstyd. 
A ja tylko siedzę, na przeciwko nich, oczywiście, popijając szejka czekoladowego i tępo wpatrując się we frytki, których nie było dane nam w spokoju zjeść, bo przyszła ta sucz. DO PIEKŁA Z NIĄ. Boże, ratunku.
- Co się nie odzywasz, Erin?- O, nareszcie sobie o mnie przypomniał, pf. Wiedziałam... albo nie, nie wiedziałam, że tak to się skończy. Czy ja wyglądam jak tępa idiotka, żeby... Tak, Erin, właśnie tak wyglądasz. Och, zamknij się. 
- A nic, nic. Nie przeszkadzajcie sobie. - syczę najgroźniej jak umiem i odwracam wzrok. Luke chyba pojął, że jest coś nie tak, bo próbował chwycić moją dłoń, którą szybko zabrałam. A niech ma za swoje, perfidny zdrajca. Zaraz po moim szybkim uniku wlepiam wzrok w tą nadętą, głupią ropuchę, która wszytko zepsuła. Na dodatek, ona też się na mnie gapi, ba, i to jak się gapi. Jakby oczy mówiły, to jej by powiedziały:  Spadaj z tąd, Luke i tak już jest mój. Czy coś w tym stylu. Och, Erin, naprawdę tak myślisz? Przestań się zadręczać kochanie. Znowu ty? Cicho siedź!
- Och, gdzie moje maniery, nawet nie wiesz Erin, jak ma na imię nasza koleżanka. - mruczę pod nosem, o tym, że mam głęboko gdzieś, jak nazywa się ta żaba. Dla mnie i tak będzie przebrzydłą jedzą, która popsuła mi najlepszy dzień życia. Już nie mogę się doczekać komentarzy Simone na jej temat, kiedy już jej o tym powiem.
- Ashley, to jest moja kochaniutka Erin. Erin, poznaj naszą fankę, Ashley. - Co? jaka fanka? O czym on mówi? Znowu nic nie rozumiem. 
- Tak tak, cześć. 
- To ja już nie będę przeszkadzać wam w jedzeniu. Luke, skarbeńku, mój numer masz na serwetce, zadzwoń. - I zrobiła telefon z dłoni machając nim do Luka, suka jedna. HOUSTON, MAMY PROBLEM! ERIN, STÓJ, ZNACZY SIEDŹ SPOKOJNIE! Ciii, i tak wiesz, że do niej nie zadzwoni. I tak wiesz, że ona ma z jakieś 14naście lat. I tak wiesz, choć może i nie wiesz, ale Luke chyba nie lubi grubaśnych lam, które liżą się do niego w McDonaldzie. 
- Em, ta, cześć, miło było cię poznać, Ash. - Och, Luke, jakiś ty milutki. Najlepiej idź ją od razu przeleć, co? Odwracam wzrok, tylko żeby nie patrzeć na tą wstrętną... ach, zużyłam już wszystkie przezwiska.
- Erin, coś się stało? Bardzo cię za to przepraszam, ale wiesz, taka wada bycia...
- No właśnie, kim ty jesteś, co? Powiedz mi, bo ja nie wiem. - Opieram się o stół łokciami, kładę głowę na dłonie i wlepiam wzrok w Luka.
- No, dalej.
- Naprawdę nie wiesz? - Luke łapie się za głowę, pewnie lekko oszołomiony. Zaraz później szeroko się uśmiecha, a jego brwi jadą niebezpiecznie ku górze. Co on do jasnej cholery kombinuje, co? - Hmm, Janoskians, no wiesz... nic? O jeny... poczekaj. - ten mały kombinator wystukuje coś na tym swoim szpanerskim telefoniku i podaje mi go. Och, z jaką gracją. Ciekawe co by zrobił, gdybym go upuściła, tak, oczywiście przez przypadek.
Wracając do telefonu, na ekranie widzę logo youtube, jakieś filmiki, no i hasła pasujące do ,Janoskians'. O co mu chodzi
-Obejrzyj sobie. - No nie gadaj, Brooks.
Klikam byle jaki filmik i co widzę? Luka, znaczy dwóch Luków. Do tego trzech innych chłopaków. No nie wierze... ale ja jestem głupia. 
- O Boże, ale ja jestem tępa... No nie mogę.
- Ej, Erin, wcale nie jesteś głupia, znaczy... o co ci chodzi? 
- Mieszkam w Melbourne od urodzenia, nigdzie się stąd nie ruszałam, więc czemu nigdy o was nie słyszałam, co? Jeny... właśnie pokazałam, jaka ja jestem na czasie, pf. Ale idiotka. - Teraz serio spaliłam buraka. Jeny.  nagle wszystko się ułożyło w całość. Te wszystkie dziewczyny krzywo się na mnie patrzące, ta fanka. Erin, dobra rada: nie wychodź z domu do końca wakacji.
- Ej, nie, nie. No coś ty, wcale nie jesteś głupia, po prostu o nas nie słyszałaś i tyle. No już, uszka do góry, nie przejmujemy się tym, dobrze? - Nie, nie myśl sobie, że wypuszczę twarz z mojej kryjówki. Co to, to nie. Będę tu tak siedzieć, póki mnie nie wygonią.- Erin, nie przejmuj się tym. To nic takiego. Znaczy, powiedz mi, jesteś na mnie zła?
- Nie, nie, znaczy jestem, ale raczej na siebie. Och, Luke, wybaczysz mi, że nie wiedziałam kim jesteś? - IDIOTKA! Przecież wiesz, że jak tylko sobie pójdziesz, to będzie się śmiał razem ze swoimi braćmi z twojej głupoty.
- No coś ty Erin, nawet mi przez myś nie przeszło, żeby się na ciebie gniewać, no bo za co? Oj Er, już, koniec smutków. Dawaj, kto pierwszy wypije cole? Ostrzegam cię, jest straasznie gazowana.
                                                                ~*~
Kto by pomyślał, że Luke Brooks, od którego dzisiaj dowiedziałam się, że jest sławny, nie będzie miał mnie dosyć. Mnie, Erin nudziary. A czemu tak myślałam? Bo, kiedy już zjedliśmy swoje niezdrowe żarcie, poszliśmy się przejść o dziwo trafiliśmy aż pod  mój dom. Było mi naprawdę przykro, że to już koniec naszej randki, tfu, spotkania, ale Luke nie miał zamiaru się ze mną żegnać (chociaż nie było już tak wcześnie). Siedzieliśmy, więc na moich schodach i rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić w wakacje. A żebyście widzieli moją minę, kiedy ten Cud Chłopak powiedział mi, że chętnie by wyszedł ze mną jeszcze nie jeden raz. 
A teraz jesteśmy w moim pokoju, znaczy ja właśnie wchodzę po schodach z miską chipsów, a na niej są dwie szklanki z sokiem. O, Erin kelnereczka. Boże, tylko nie wylej, błagam. Wchodzę do pokoju i szybko kładę moje bagaże na stoliku, który przestawiliśmy z Lukiem. 
- Mniam! - Aha, Luke przygarnia sobie miskę z chipsami i jak małpa popija je sokiem pomarańczowym. To się równa temu, że będę musiała przynajmniej trzy razy schodzić po dokładkę dla tego żarłoka.
-Mogłeś powiedzieć, to bym ci zrobiła kanapki, czy coś takiego. 
- Oj, nie przesadzaj skarbeczku. To mi całkowicie wystarczy. No, a teraz zakładamy ci konto!- wytarł ręce w spodnie, a później nimi klasnął. - Na co czekasz? Chodź tu. - Och, jaki on władczy, aż mnie skręca. 
- Dobra, niech ci będzie. - siadam na łóżku kolo Brooksa i biorę laptopa na kolana. - No i co teraz, cwaniaczku?
- No jak to co? Mam ci mówić jak się pisze twitter? Erin, nie wygłupiaj się pierdoło.
- No, mam i co teraz? 
- Jezu, mam to zrobić za ciebie? Tak? Tego właśnie chcesz? Ok. Ok, zrobię to za ciebie. Dawaj tego rzęcha. 
- Ej, jaki rzęch? - spojrzał się na mnie jak na małe dziecko - Dobra, już siedzę cicho.
- I właśnie o to mi chodziło. Ok, jaki chcesz mieć nick? Spróbujemy samo Erin, może wejdzie. O, patrz pasuje! Ale jestem mądry, prawda Erin? Ja wiem, że ty mnie kochasz słońce. - całe te jego zakładanie konta minęło mi na potakiwaniu głową w odpowiednich momentach  monologu Luka. Ach, jaki wygadany dzieciak.
- No, chcesz zobaczyć rezultat? 
- Dawaj, chyba to przeżyje, prawda? - Luke kiwa głową i gładzi moje ramie na pocieszenie.
- Chyba... No, dobra! Powiem tyle, ze się spisałem. - zaczyna chichotać i zakrywać mi oczy jednocześnie. Ej, Luke, to tylko pokazanie konta, a nie zaręczyny. Odsłania mi oczy i co widzę? Ślicznie ozdobione konto. Moje i Luka zdjęcie (które nie wiem kiedy zrobił, ale ok) na ikonce, fajne tło i tak dalej.
- I jak?
- Och, Luke, jest cudownie. Myślisz, że ktoś zacznie mnie obserwować? 
- Jak to czy zacznie? Ja już cię obserwuję, Erin. 
- Fajnie, dziękuję. - Toż co ja się podniecam, co? Pf, gadam jedno, robię drugie. Przytulam się do Luka wyrównując oddech. Czuje, że i on odwzajemnia uścisk. Och, jak słodko... Po chwili odsuwam się od niego, bo co też on sobie o mnie pomyśli.
- To dodajesz te zdjęcie, czy nie? - Luke jeszcze przez chwilę się na mnie patrzy, ale zaraz grzebie coś na swoim telefonie, pewnie w poszukiwaniu zdjęcia. Mojego zdjęcia, ale żenada.
-Ok, dodałem, a teraz nauczymy cię z tego korzystać.
- Jak chcesz.
Kolejne minuty mijające na uczeniu mnie obsługi tego dziadostwa. Luke, zamorduje cię, po co ja mam to wszystko umieć, co?
- Teraz zobacz swoje interakcje. - widząc mój wzrok pytający się o czym on do mnie mówi, tłumaczy.- No, to koło strony głównej... o Jezu, daj, kliknę.
Nagle mnie oświeciło, znaczy nie tak, że widziałam Boga, czy coś takiego, ale po prostu zaniemówiłam. Moje zdjęcie, które było jako tako, znaczy, ważne, że jemu się podoba. Zjeżdżam na dół i widzę też dużą liczbę przesłanych dalej. Ciekawe co ci ludzie sobie o mnie pomyśleli. 
- A teraz obczaj swój profil. - Co to jakieś zagadki? Boże... Wchodzę posłusznie na profil niejakiej @erin. Aha, nagle z zera obserwujących zrobiło ich się, hm, nieco więcej. Mi się tam podoba. Oczywiście Luke też follnął z mojego konta kilka osób, które pewnie są resztą bandy Janoskians. Jezu, Erin, jakaś ty mądra!
- Dobra, misja skończona, więc będę się zbierał. 
- Ok, jeszcze raz dziękuję, masz talent.  Chodź, odprowadzę cię. 
Schodzimy po schodach, Luke ubiera buty i grzecznie żegna się z moim bratem, który kwiczy na kanapie, bo się popłaczę. Wychodzimy na dór, a moim ciałem przebiega dreszcz, coś się zimno zrobiło w tej Australii. 
- Fajnie było, prawda Erin?
- O, tak tak. Świetnie się bawiłam. Em, Luke?
- Taaak?
- Serio mówiłeś o tym, że spotkałbyś się ze mną jeszcze nieraz?
- Serio serio. Nie wiem czy wiesz, ale jesteś niesamowita. - Szybko pokonał dzielącą nas odległość i nim się spostrzegłam, poczułam jego miękkie usta na moim policzku. Wyszeptał tylko ciche: Do zobaczenia i odwrócił się idąc przed siebie. Och, jakież to było romantyczne, Erin. Nie posikaj się w majtki. Luke odwraca się na moment, a kiedy zauważa, że i ja mu się przyglądam macha do mnie i znowu idzie przed siebie. Nie no, chyba go kocham. Głupiutka Erin, głupiutka, lepiej wracaj do domu, bo się przeziębisz i nigdy więcej nie spotkasz się z tym swoim, Lukiem. Jak na zawołanie odwracam się i prawie, że biegnę do domu. Kiedy już przekraczam próg zdejmuje buty i idę do kuchni. Moja mama robi kanapki, oho, czyżby Earl i ją przekupił?
- O, cześć słonko. Co to był za chłopak u ciebie? Ładny jak cholera. - No, tak trzymać mamo.
- Luke, był ze mną i Earlem na spacerze. 
- Mam nadzieję, że coś z tego będzie. - CO? O co ci chodzi, mamo? - Pewnie jesteś głodna. Earl na pewno tyle nie zje, a tata jeszcze ma swoją porcje, więc masz, chudzinko moja. - ta, jasne, chudzinka. 
Biorę talerz kanapek i idę do salonu, gdzie reszta rodziny ogląda jakiś film w telewizji. Czas wyluzować, Erin. Posiedź sobie trochę z rodzinką i odpocznij. 
***
Jeny, tylko mi się wydaje, czy ten rozdział na serio jest strasznie długi? Piszcie czy wam się podoba :)
DO tego, chciałabym bardzo, bardzo przeprosić was za rozdział 4. Nie dosyć, że był straszliwie krótki, to jeszcze nie było fabuły. Myślę, że ten i jest długi, i ma fabułę xd
Dziękuję serdecznie, za 17 komentarzy, które dały mi motywację do napisania tego rozdziału. Chciałabym, żeby i pod tym było ich dużo.
+ Jeżeli chcecie być informowani, to piszcie swoje nicki, numery czy coś innego xd
I... jeszcze jedno, wpadałam na pewny pomysł: mianowicie, myślałam nad pewną zakładką, która ostatnio zrobiła się dość sławna na blogach. ,Pytania do bohaterów'. Moglibyście wtedy zadawać pytania, do wszystkich bohaterów tego opowiadania. Oczywiście oni by wam odpowiadali, itd.
Jeszcze jedno, nazwa @erin, jak wczoraj sprawdzałam jest zajęta przez jakąś babke, ale to fikcyjne opowiadanie, więc wiecie... xd
Jeszcze raz za wszystko dziękuję, miłej niedzieli. xox