Tumblr Mouse Cursors

niedziela, 31 marca 2013

3


BECOME ACQUAINTED WITH STRANGER

     Kilka minut, paręnaście słów, wiele spojrzeń i dużo jęczeń Earl'a. Tak właśnie wyglądało moje ponowne zapoznanie się z Panem Od Piłki, czyli tak zwanym Lukiem. Przesłodki chłopak. Nawet nie wiem, kiedy wyciągnął ze mnie niektóre informacje. Boże, Erin, co się z tobą dzieje? Chyba zapomniałaś o obiecywanym celibacie, kochanie.  Hahah, NIE. Przecież jednorazowa rozmowa do niczego nie zobowiązuje, prawda? Szczególnie, jak ma się przy boku młodszego brata, który dobrze radzi sobie z przeszkadzaniem nam w rozmowie. Och, Earl, jakiś ty zazdrosny, mrau. 
Stoimy sobie na środku chodnika w przepięknym parku. Wszystko ślicznie, pięknie, ale ja nawet nie wiem o czym tak właściwie rozmawiamy. 
- Więc Erin, gdzie się wybierasz ze swoim chłopcem? - Co? Moim chłopcem, o co mu chodzi? Chwilę nad tym myślę, a później przypominam sobie, że przecież jest z nami Earl. Erin, co z ciebie za wstrętna siostra, co? Jak można zapomnieć o takim przydupasie, jakim jest Earl?
- Co? Ach, ten chłopiec, to mój młodszy brat. Luke, poznaj Earl'a. Earl, przedstaw się. -  Ostatnie zdanie syczę do brata. Obydwoje podali sobie ręce na przywitanie, ale widać było, że Luke, niczego nieświadomy zadziera swoim przeszkadzaniem w pójściu na lody z Wszchechmogącym Earl'em Clark'eim, który, jak widać, nie darzy go sympatią. Jeżeli powie mamie, że mój kolega jest jakim zboczeńcem i psychopatą w jednym, to mogę  się z nim pożegnać.
-Ach, no tak tak, troszkę za młody, prawda? - Luke! Skończ. - To jak? Gdzie szliście zanim niefartnie na was wpadłem? - nie nie nie, tylko nie to...
- Szliśmy, a raczej idziemy na lody, prawda Erin?- Mówi mój niecierpliwy dzieciak, tfu, braciszek kochany. 
- O! To jak? Idziemy razem? Znam świetne miejsce. - Coraz bardziej mam wrażenie, że ten chłopak, jest za bardzo pewny siebie.
                                        ~*~
Idziemy sobie z Lukiem wzdłuż brzegu, jemy lody i obserwujemy Earl', który lata w samych kąpielówkach ( dzieciak jest taki sam jak ja, też bierze kąpielówki- na wszelki przypadek, jak to określił). Rozmawiamy o tym, jak to się robi napoje gazowane. Erin Gazownik, takie mam od dziś przezwisko, które nadał mi Lukey zaraz po tym jak powiedziałam mu, jak to ja bardzo lubię Colę i inne napoje tego typu.
Pan Od Piłki też dużo mi o sobie opowiedział, ale ja też nie byłam mu dłużna. Mówił, że ma brata bliźniaka- Jai'a i starszego brata- Beau. Fajne imiona im mama dała, pewnie dogadałaby się z moją. Ciekawe jak by było je razem poznać, hm muszę nad tym pomyśleć, ale nie teraz. Erin, idiotko, o czym ty teraz gadasz, co? Boże... skończ i słuchaj swojego ładnego koleżkę.
- Ok, Luke. Było miło, ale zaraz mi nogi odpadną. Chodźmy gdzieś usiąść. - Nie wiem, jak ten piasek to robi, ale nogi bolą mnie cholernie, chociaż nie chodziliśmy, aż tak długo. Chyba.- EARL! DO NOGI CHŁOPCZE! 
Luke zaczyna się śmiać, nie wiem z czego, ale to nie pierwszy raz dzisiaj, chyba muszę się przyzwyczaić. 
- Z czego się cieszysz, Brooks? - Fajnie mówić do kogoś po nazwisku, nie ma co.
- Czy zawsze wołasz do brata, jak do psa, Gazusiu? Hahaha. - O czym on gada? Toż ja tak zawsze do Earla mówię. - Hahah, Erin, kocham cię! - Co?! O Jezu...Co on do mnie mówi? Czuje, jak moja twarz płonie pod szkarłatnym kolorem. Od razu chowam twarz we włosach i zauważam, że moje paznokcie są bardzo ciekawym obiektem zainteresowania. Jeny... czemu on to powiedział? Czy to tak dla żartu, czy na serio? Ech, spokój Erin, znasz chłopaka dwa dni i dajesz mu się zawstydzić? Pf!
- Ej, Erin, co ci jest, honey?- Luke, czy na prawdę musisz to robić? 
- Ech, nic, nic. Tak sobie patrze. EARL IDZIESZ CZY NIE? - Chwila chwila. Wołałam go kilka minut temu,a nawet on, Earl Clark Zawsze-Zbuntowany-Dziesięciolatek, słucha się mnie jak nikt inny, więc czemu jeszcze nie przyszedł? Od razu wstaje i idę w stronę końca lądu. Co do... BOŻE! Gdzie jest ten chłopak? Jak tylko wyjdzie z wody, to możecie być świadkami, że spiorę mu tyłek. 
- Luke! Widzisz Earl'a? Boże, gdzie on jest? - serio, zaczęłam panikować. Jezu, to przecież mój brat, a ja spuściłam go z oczu tylko na kilka minut, o jeny. Erin, spokojnie. Wdech, wydech, wdech, wydech. Chyba za często tak mówię, nieprawdaż? Zaczynam zdejmować spodenki i bluzkę. Mam gdzieś, że Luke właśnie widzi moje białe majtki w kropki i czarny stanik z koronką, ach Erin, piękny zestaw, nie ma co. Niech sobie patrzy, albo nie, niech pomoże mi szukać brata. ERIN! O czym ty do cholery gadasz, co? Zajmij się szukaniem tej świętej krowy Earla, a nie. Jestem gotowa skoczyć do zimnej wody w poszukiwaniu brata, ale Luke mnie wyprzedza.
- Chyba go widzę! Poczekaj tu na mnie. - Co? Co on robi? Widzę jak Luke wskakuje do wody i szybko gdzieś podpływa, pewnie do mojego brata. Masz szczęście Erin, że zaliczyłaś kurs pierwszej pomocy, to chociaż jakoś się przydasz. Ech, co z ciebie za siostra Erin... Czuje jak słone łzy same spływają mi po policzkach i lądują na brodzie i w ustach. A jeżeli coś mu się stało? Wolę nawet tak nie myśleć. 
Nagle widzę wyłaniającego się z wody Luka ( był bez koszulki i gdyby nie okoliczności, patrzyłabym się na niego bez końca) Zaczynam biec do nich i oceniam sytuację. Mój brat, cały blady pluje wodą. Luke kładzie go na piasku i zaczyna sztuczne oddychanie połączone z uciskaniem klatki piersiowej. Luke, piękny Luke, który ratuje życie mojego bratu. Chyba nigdy mu się nie odwdzięczę. Boże, dziękuję za niego!
- Luke, słońce! Kocham cię, kocham. Jezu, Earl... - Znowu czuję, że płacze. Luke ociera twarz Earl'a naszymi ręcznikami, a ja zaczynam go przytulać. Już nigdy więcej nie spuszczę go z oczu.
- Erin, kochanie. Nie płacz, Earl żyje. Spokojnie... - chłopak zaczyna mnie głaskać po głowie, plecach, ramionach, a ja kładę głowę na jego obojczyku. 
- Dziękuję, Luke. Bardzo dziękuje. - znowu płaczę. Coś czuję, że później będzie mnie boleć głowa.
W tej chwili Earl zaczyna się podnosić.
- Erin, nie chwalmy się tym rodzicom, ok? - Och, Earl, czytasz mi w myślach. Mówię mu, że oczywiście i, że jakoś mu to wynagrodzę. W końcu mu się należy, prawda?
- Jesteś na siłach iść, czy mam cię nieść?- Luke, co ty wymyślasz? 
- Ech, a mógłbyś mnie nieść?
- Jasne, chodź tu. Erin, może byś się ubrała, co? - What? O Boże... ale wstyd. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że stoję tak półnaga przed dwoma chłopakami. Fajnie. Poznajcie nową Erin Buraczek Clark. Znowu jestem czerwona. Przysięgam, że jak będzie dzień zapisów, to pójdę z tym do lekarza  Nevermind - szybciej się ubieram i podążam za Wybawicielem i Krową-Earl'em. Widać, że Luke ma dużo siły, bo mój brat do najlżejszych nie należy. Sama się o tym dzisiaj przekonałam.
                                     ~*~
- Luke, jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Stoimy właśnie przed moim domem. Ja głaszcząca Earl'a po głowie i Luke, trzymający go na rękach.
- Nie ma za co, kotku. Fajnie było. No, może oprócz tych ostatnich chwil na plaży. - Chichocze patrząc na moich towarzyszy. Earl chyba śpi. Coś czuję, że w najbliższym czasie nie wejdzie do morza. - Erin... tak sobie myślę, że, em, może zapisałabyś mi swój numer telefonu, co? - Uu, Erin, nowe letnie znajomości zaczynasz. Ach, ty skubana. Hahaha. Simone ci nie uwierzy. 
- Jasne, gdzie masz telefon? 
- Przednia kieszeń, po stronie nóg Earl'a. - Zaczynam się zbliżać. Sięgam po jego telefon i zapisuje mój numer z nazwą: Gazowniczka. Ciekawe czy skojarzy albo czy w ogóle zadzwoni. Trochę się boje.
Luke położył Earl'a na kanapie, a sam cofnął się do progu drzwi.
- Więc... ten, no. Ja już będę iść. Na razie Erin. - Mrugnął do mnie i zaczął się oddalać, nadal na mnie patrząc. 
- Papa... i Luke, jeszcze raz bardzo ci dziękuję. - podbiegłam do niego i mocno przytuliłam. Taki tam dzień czułości. Luke schował głowę w moich włosach i mocniej się do mnie przytulił. Och, Erin, jakież to romantyczne, no normalnie rzygam tęczą. Pfi. 
- Do widzenia, kwiatuszku. - wyszeptał mi do ucha i wolno ruszył w stronę swojego domu.  Chyba jego domu, bo nie wiem gdzie mieszka ten skubaniec. Ach, jaki on śliczny. Luzacki krok, ręce w kieszeniach, głowa nisko...same ochy i achy, nie ma co, Erin. Powoli ruszyłam do domu ciągle się uśmiechając. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do salonu. Coś czuje, że to będzie ciekawa znajomość. 
                                                                            ***
No więc mamy trójeczkę. Fajnie by było, gdyby wam się spodobała :)
Jeżeli cenisz choć trochę moją pracę, to proszę cię, skomentuj ten rozdział. Dla ciebie to jedna milionowa twojego życia, a dla mnie wielka radość i chęć do dalszego pisania. 
+ Przepraszam za to, że nie dodałam wcześniej, ale jak to we Wielkanoc, byli u mnie goście i dopiero niedawno sobie poszli (jest 23 -.-) 
Tak, więc... Dziękuję za każde wejście, za każdy komentarz i za każdego obserwatora.
Przypominam jeszcze, że rozdziały dodaje co niedzielę c:
Kocham was, dobranoc. 

niedziela, 24 marca 2013

2


ORDINARY OUTING FOR ICE CREAM

Erin
‎      Godzina trzynasta dwanaście, a ja leże gdzieś tam odwrócona brzuchem do łóżka i taranowana przez nadpobudliwego Earla. Próbuje się wydostać z tej głupiej, taniej, niby tak lekkiej kołdry.
- CHOLERA JASNA! EARL, ŻYCIE CI NIEMIŁE? - Ten dzieciak nieraz już przeginał, co do zachowań wobec mnie, chociaż zawsze jakoś mu tam wybaczałam, ale teraz, teraz zabije go własnymi dłońmi w białych rękawiczkach, służących do nawilżania kremem. Hahah. Produkty Avonu, to produkty Avonu i choćby sprzedawali tam  buteleczki z olejem rzepakowym zamiat kremu do twarzy, to i tak moja mama by to kupiła. A mówi, że to ja jestem uzależniona od zakupów, pf.
- Czy mówiłaś coś Erin, czy to tylko krowa muczy? Er.! Jesteś taka mięciutka i wygodna, że w ogóle nie czuje, żebym po tobie skakał... Erin, ty żyjesz, prawda?-  szybko zamknęłam oczy, aby udawać nieprzytomną. Niech ten 10-o letni bachor nie myśli, że będę tu leżała i stękała cały dzień. - Erin! O Boże... Jezu, jak mama się dowie, to będę miał przechlapane. Erin! Obudź się stara krowo, przecież musisz mi zrobić śniadanie. Erin!  Ja nawet nie znam mamy numeru, żebym jakby co mógł po nią zadzwonić... Boże, Boże, Boże.... 
To był idealny moment. On zlazł ze mnie tym swoim kilkudziesięcio-kilowym cielskiem, więc ja szybko się podniosłam, ups. Chyba za szybko. Zakołowało mi się w głowie, przez co znowu straciłam równowage. Zaraz zaraz, co mi się dzieje? Spokój Erin, za dużo seriali medycznych, za dużo.
-  Jezusie! Żyjesz!...Wstrętna jędzo, chcesz żebym zawału dostał? Jest już trzynasta, a ty się tu wylegujesz jak królewna. A kto mi zrobi śniadanie? Za dziesięć minut widzę cię na dole, Erin- kuraku.
Ach, no tak. Zapomniałam. Witajcie wspaniałe, upalne i błogie wakacje z tym przydupasem na pokładzie. Szybko się ogarniam przepłukując twarz zimną wodą. Pośpiesznym krokiem idę do mojej sypialni. Zamykam drzwi, to tak tylko dla pewności, że żaden tam Earl nie będzie mnie pośpieszał. Wybieram siwe dresy i czarną koszulkę na ramiączka. Nie mam się przecież gdzie stroić, prawda? Szybko schodzę po schodach i wchodzę do kuchni. Mój brat siedzi już przy wysokim barku. 
- Ale żeś się odstroiła do pracy, no nie mogę, Erin. - Trzy wdechy Erin, trzy wdechy.
- Dobra bachorze, jestem od ciebie starsza i trochę szacunku mi się należy. Żadnego śniadania ci nie robię, nie zasługujesz na to. - Mamrocze jeszcze coś pod nosem, coś czego ten mały pinduś nie powinien słuchać.
- Dobra, ogar, Erin, skrzeczku. Nie to nie, idę oglądać telewizje, ale mam nadzieję, że zabierzesz mnie dzisiaj na plaże, dobra? - O! Co to to nie. Postanawiam go wyśmiać, ale zauważam karteczkę na lodówce. Szybko podchodzę i co widzę? Wiadomość od mamy. Napisała, że nie będziemy siedzieli cały Boży Dzień w domu, więc mam zabrać mojego brata na spacer. Aha. Fajnie, świetnie, wspaniale. Coś czuje, że w tym roku znowu będę opekunką do dzieci. 
- Aha. Dobra, zjem coś i możemy iść. - Szybko wciągnęłam płatki z zimnym mlekiem i ruszyłam się ubrać. Wybrałam zwykłe szorty i białą podkoszulkę. - Smarku! Możemy już iść, chodź. - jak na komendę mój młodszy brat stał przy drzwich wejściowych już ubrany. Żeby nie marudził, bez ociągania się założyłam swoje balerinki z kokardką i wyszliśmy. 
~*~
Przez całą drogę rozmawiałam z Earl'em o różnych ,ciekawych' rzeczach. Nie wiem jakim cudem dotarliśmy na plażę w pół godziny, ale ok. Przekroczyliśmy bramę, a chłopiec od razu rzucił się biegiem do wody. W tym czasie zdejmował koszulkę, spodnie i buty, a ja oczywiście biegłam za nim i je po nim sprzątałam. Wiem, że często na niego narzekam, wyzywam go i robię inne nieciekawe rzeczy, ale kocham tego małego brzdąca. W głowie siedzi mi, że to taka natura ssaków. W końcu instynkt macierzyński dla kobiety to coś normalnego, prawda? 
  
        Siedzimy właśnie z Earl'em na ręcznikach, które ze sobą przynieśliśmy. Ja rozmyślam o wczorajszym dniu. Myślę sobie, że jestem strasznie głupia. Znalazłam sobie bardzo ciekawych towarzyszy, a nawet nie wiem jak wyglądali. Znam imiona tylko niektórych z wczoraj. Eh, Erin tylko ty potrafisz tak zrobić. Idiotka! - mogłabym się tak karcić całymi dniami, ale mojemu bratu zachciało się lodów. Szczerze mówiąc, ja też bym coś zjadła. Jakiś czas w wodzie robi swoje. Biorę swoją torbę i idę z Earl'em do budki stojącej gdzieś niedaleko plaży. Idziemy szerokim chodnikiem przez park, który osłonięty jest wielkimi drzewami. Słońce grzeje, a ja ze swoimi ray-banami na nosie i z dzieckiem pod ręką próbuję osłonić się przed samą sobą. Erin, debilu, takie ciacha ci się trafiły, a ty nawet nie wiesz jak wyglądały te dwa chłoptasie. O Boże, skończ już tą wewnętrzną paplaninę, Erin. Twój brat coś od ciebie chce, padalcu.
- Erin, jaki jest najlepszy smak lodów? A jaki smak weźmiesz? Jakiego ja mogę wziąć?- bla, bla, bla. Teraz wiem czemu nie lubię z nim nigdzie łazić. Ledwie zdążę odpowiedzieć na jedno pytanie, tam pojawia się drugie. Ech.
- Ej! Stój, stój, stój, stój! - Och, myślę kto ma taki szybki język, kiedy ktoś chce mnie przewrócić na ziemię od tyłu, ale moja równowaga i myśl, że prowadzę małego chłopca za rękę nie pozwoliły mi na to. Za to szybko się odwracam i już chcę uderzyć mojego napastnika w twarz, ale widzę znajome rysy. Ten koleś, kogoś mi przypomina. Nagle uświadamiam sobie, że to chyba Pan Od Piłki. Zaczynam się śmiać. Ani mój zboczony napastnik, ani Earl nie wiedzą o co chodzi. Zresztą ja sama nie wiem. 
- Er, kto to jest?- mój brat, przyczepiony do mojej nogi, jak pies, który się boi.
- Yy, szczerze, sama nie wiem. - I znowu śmiech, tylko, że tym razem chłopak też się śmieje.
- Erin, chodźmy już po te lody..- Hahah. Czy Earl właśnie zapiszczał jak pies, któremu nadepnięto na ogon? Hahahah. Erin, idiotko, dziecko się boi, a ty rozmawiasz z pedofilami, co?
- Ee, ok. chodźmy już. - Z wielką niechęcią, ale odchodzę od chłopaka.
- Nie, znaczy, Erin, nie poznajesz mnie? - Ee, czy ja wyglądam jak jakaś znajoma super-ciacha? 
- A powinnam? Em, przepraszam, ale obiecałam komuś super-wielkie lody. - Zauważam, że na twarzy mojego brata, od razu pojawił się uśmiech. Ups.
- Ech, słaba pamięć. To ja, Luke. No, wczoraj graliśmy razem w siatkówkę na plaży. Na serio nic? 
- Aa, no tak. Przepraszam, że cię nie poznałam. To ty wczoraj siedziałeś niedaleko moich ubrań, tak?
          I tak właśnie zaczęła się moja przyjaźń z cudownym Chłopcem Od Piłki.
***
Em, witam was moje drogie, po tej przerwie. 
Na początek bardzo przepraszam, że w tamtym tygodniu nie pojawił się rozdział. Z tym co przed chwilą przeczytałyście, męczyłam się długie wieczory, ale w końcu go skończyłam. Jej. 
Z innej beczki- chcę was BARDZO, ale to BARDZO podziękować, za tak duże zainteresowanie tym blogiem. Dziękuje tym, którzy tu weszli, którzy to przeczytali i tym którzy to skomentowali.
Jeszcze raz, za wszystko dziękuję, mam nadzieję, że i ten rozdział wam się spodoba. 
Idę rozmyślać o dalszym ciągu wydarzeń. 
xoxo

niedziela, 10 marca 2013

1


ONE HOT DAY


                                                                         Erin
 -Wychodzę mamo! - krzyknęłam i ruszyłam w stronę drzwi. Dziś była śliczna pogoda, w którą aż żal siedzieć w domu. Postanowiłam, że pójdę na plażę, tam zawsze się ktoś kręcił. Szłam rozmyślając co będę robiła w te wakacje. W końcu dopiero co się zaczęły, a ja już się nudzę. Moja kochana przyjaciółka, Simone, pojechała na dwa tygodnie do swojej rodziny na drugim końcu Australii, więc ja, jak ta Sierotka Marysia musiałam spędzić ten czas samotnie, lub nie. Zależy czy będę miała humor, a co najważniejsze - chęci, aby się z kimś zaprzyjaźnić. Kiedy przechodziłam przez pasy, idealnie widziałam tabliczkę głoszącą, że już za 50 metrów wkroczę na plażę. To piaszczyste miejsce było samo w sobie magiczne. Od tak. Zawsze można tu było robić wszystko o czym tylko dusza pragnie. Na przykład, w tamte wakacje jakieś dzieciaki zrobiły tu ognisko, ale coś wymknęło im się spod kontroli i o mało co, nie spalili drzew rosnących na terenie plaży. Hahaha. Pamiętam jak przez kolejne kilka miesięcy każdy o tym mówił. Dzieciaki były pośmiewiskiem całego Melbourne, a przynajmniej najbliższej części miasta znajdującej się przy plaży. Nie ma co! Ta bezmyślność była, aż śmieszna. Nagle stanęłam jak wryta! Ależ ja się zapędziłam. Stałam już przy granicy ziemi i oceanu.  Och, Erin, czy ty masz motorek w dupie? Jak się zapędzisz to dopiero na granicy cię złapią.
-Podaj! - Ktoś krzyknął, a ja miałam wrażenie,  że te słowa były skierowane własnie do mnie. Fakt. Piłka turlała się koło mojej stopy, z której co jak co, ale buty powinnam zdjąć, bo było mi strasznie gorąco. Chociaż myślami byłam gdzie indziej, wzięłam tą piłkę i rzuciłam ją prosto w ręce oczekującego. Był nim, uwaga, jeżeli mój wzrok nie szwankuje,  chłopak. Haha. No a któż by inny, co Er. ? Miał brązowe, trochę pofalowane włosy i chodził w samych szortach. Ach, zalety upalnej Australii. Wszędzie gdzie nie spojrzysz półnadzy mężczyźni. No, dziewczyny też lubiły odsłonić co nie co.
Pomyślałam, że muszę głupio wyglądać. Sama, stojąca, jak słup soli dziewczyna, która ciągle gapi się na chłopaka od piłki. Fajna nazwa Erin, ty to masz talent. Usiadłam na ławce i zaczęłam uwalniać moje stopy od beżowych balerinek z kokardką. Ach, jaka błogość. Postawiłam moje stopy na gorącym piasku, żeby się trochę przyzwyczaiły. Ależ te kamyczki są gorące! Auć. Chwilę później wpadłam na znakomity pomysł, który miał dać mi to, czego od samego rana podświadomie pragnęłam! Mianowicie - postanowiłam wykorzystać miejsce mojego zamieszkania i popływać. Zdjęłam moją białą, dość krótką bluzkę i spodenki. Ja, jak to ja, trochę się bałam o moje ubrania, bo co jak co, ale nie podoba mi się myśl wracania do domu w samym stroju kąpielowym, który postanowiłam codziennie zakładać, a co, trzeba być zawsze przygotowanym. Nawet moje pesymistyczne myśli nie skłoniły mnie do porzucenia jakże zimnej, słonej  i niebiesko-przezroczystej wody tylko kilka metrów dalej... Położyłam swoje ubrania pod jakimś krzaczkiem gdzie było idealne miejsce do przechowywania swoich rzeczy. Tak tak, Erin, geniusz z ciebie, pewnie tylko ty wpadłaś na taką kryjówkę... Jak ja lubię gadać do samej siebie. Czasami wydaje mi się, że jestem jakaś nienormalna. To pewnie przez tą temperaturę. O tej porze roku zawsze jest tak parno. W końcu czego się spodziewać po kontynencie znajdującym się blisko równika?
Wstałam z ławki, na której było mi, całkiem wygodnie i podeszłam, a raczej pobiegłam, bo ten cholerny piasek niemiłosiernie parzył mi stopy, do wody. Ach... zimno. To to, czego nie mogłam się doczekać. Zanurzyłam najpierw stopy, później łydki, kolana, uda, brzuch ( z tym było najgorzej) i aż po sam czubek głowy. Nie obchodziło mnie to, że później będę się cała kleiła od słonej wody, ale ta myśl mnie trochę przeraziła. Oj tam. No cóż, pływałam w tą i z powrotem, co chwilę się zanurzając byle tylko nie przegrzać mojej czaszki. Gdzieś słyszałam, że człowiek najszybciej opala się pod wodą, od tego czasu nie zakładam okularów do nurkowania. Raz bardzo długo nurkowałam i tak się zjarałam, że przez bite dwa tygodnie miałam białe ślady na twarzy, kształtem idealnie przypominające moje kochane okulary! Ależ ja wtedy byłam zła. Nie wychodziłam z domu przez kilka dni, a jak uznałam, że moje poparzenie nie wygląda, aż tak źle wyszłam do ludzi, choć i tak dziwnie się na mnie patrzyli.
Kiedy uznałam, że lepiej już wyjść, bo zaraz skóra mi się pomarszczy, zauważyłam że koło mojego "tajemnego" legowiska i przechowywalni ubrań w jednym, siedzi grupka osób. No świetnie! Nienawidzę przechodzić w samym stroju jak jakaś modeleczka nad grupką chłopaków, czy dziewczyn, nie ważne. Nie lubię i koniec. Z drugiej strony, przypilnowali mi ubrań, jeżeli sami ich sobie nie wzięli, albo nie podłożyli pod tyłki, aby piasek im się nie przylepił. Ale i tak będę zmuszona znaleźć sobie inne legowisko, bo co jak co, ale z takiego słoneczka nie łatwo zrezygnować. Chciałam się jeszcze trochę poopalać. Wyszłam z wody wyciskając z moich włosów jak najwięcej wody się dało. Ręką potargałam moje pewnie i tak wyglądające jak po bombardowaniu włosy. Byłam coraz bliżej tej grupki. Już stąd mogłam zauważyć, że jest tam trzech chłopaków i cztery dziewczyny. To był jedyny i ostatni raz jak na nich spojrzałam. Jeszcze trzy kroki. Dwa. Och, już jestem na miejscu. Ukucnęłam po przeciwległej stronie do nich i powoli zabierałam swoje rzeczy.
- Cześć. - to było do mnie? Jezus Maria! Co ja mam na to odpowiedzieć?! Jedyne na co się teraz zdołam to te marne:
- Cześć. - powiedziałam i uśmiechając się, jak najbardziej się dało, przyjaźnie podniosłam głowę i jeżeli się nie mylę, wśród tej grupki siedział też Pan Od Piłki.
- Zajęliśmy ci miejsce? Och, dopiero teraz zauważyłem, że były tu jakieś ubrania. - A jednak! Ja i moja wspaniała główka dobrze cwaniakujemy.
- Nie, skąd. I tak chciałam przejść się w jakieś bardziej osłonecznione miejsce z dala od tych krzaków. - Serio. Tych wstrętnych drzewek było tu bardzo dużo. Nie mogłabym tak przy nich leżeć z racji tego, że kułyby mnie i zasłaniały całe światło słoneczne.
- Jak masz na imię? - zapytała, któraś z dziewczyn. Nie wiem czy kulturalne jest tak bezczelne zmienianie tematu, no ale cóż, ja jestem, bardzo miła i zawsze chętna na rozmowy. Haha. Nie wiem czy samą siebie przekonałam, ale ok.
- Erin, a wy? - A co. Trzeba być miłym.
- Chloe, Claudia, Emily...  - bla bla bla. Cztery imiona dziewczyn i trzy imiona chłopaków, z których nie zapamiętam ani jednego. No, chyba że chodzi o Pana Od Piłki i Pana, który do mnie mówi. Co ja dzisiaj taka oficjalna? - To jest Luke, a ja Beau. - Och, no to uzyskałam swój cel, a teraz mogę sobie iść.
- Bardzo miło mi was poznać, naprawdę, a teraz wybaczcie, ale do końca dnia jeszcze daleko, a ja mam ochotę się trochę poopalać. - Wydaje mi się czy te zdanie strasznie dziwnie zabrzmiało?
- A może chciałabyś pograć z nami w siatkówkę? Brakuje nam jeszcze kilku osób do zrobienia dwóch drużyn, więc każdy się nada. Co ty na to, Erin? - teraz odezwała się któraś dziewczyna. Nawet nie powiem wam jak miała na imię, powiem tylko, że była ładna, aż za ładna.
- Hm... Czemu nie. Jak zaczniecie grać to możecie mnie śmiało zawołać. - Haha, tak tak, jestem leniuchem. - Albo mogę wam pomóc kogoś poszukać, co wy na to? - Jednak uznałam, że skoro chcą ze mną grać, to lepiej byłoby, chociaż im w czymś pomóc, nieprawdaż?
- Och, znakomicie. Brakuje nam jeszcze czterech osób. Luke, idź pomóc Erin. - O! Jak miło...
                                ~*~
Była już mocno po zachodzie słońca, a my nadal graliśmy w tą nędzną siatkówkę. Jak ja się cieszę, że jednak zostawiłam ubrania pod tym krzakiem. Z tymi ludźmi nie można się nudzić. I chociaż co chwilę ktoś wyrzuca piłkę za pole "boiska" to i tak, nie zamieniłabym tych kilku godzin na samotne opalanie się z dala od krzaczków.
- Erin, twoja! - Ktoś krzyknął, a ja, jak ostatnia pokraka zaczęłam się rozglądać, aż w końcu zauważyłam piłkę, lecącą w moim kierunku. Jak na "zawodową" siatkarkę przystało, odsunęłam się, przybrałam pozycję i odbiłam tę nieszczęsną kulę gumy, czy czegoś tam, sama nie wiem. Kilka sekund później ta kula gumy uderzyła o tafle przezroczystej wody, która świeciła się w blasku zachodzącego słońca.
-Erin lecisz! - nie wiem, który to powiedział, krzyknął, nie ważne, ale wiem,  że teraz będę musiała zapierdzielać do tej nędznej wody i gonić piłkę.
Zdjęłam spodenki, które chroniły mnie przed wżynającym się w tyłek piaskiem i ruszyłam biegiem w stronę wody. Chlup! I już w niej byłam, chociaż chyba nie powinnam robić tego tak szybko. Z nadmiaru wrażeń zakręciło mi się w głowie. Zanurkowałam. To było głupie, ale zrobiłam to z przyzwyczajenia. Teraz będę musiała latać z mokrą, klejącą się głową albo wracać do domu. Pięknie się załatwiłaś, Erin. Zauważyłam czerwony kształt pływający na wodzie w kształcie kuli. Podpłynęłam do niego i chwilę później byłam już na brzegu. Otrząsnęłam się z nadmiaru cieczy i podałam piłkę Abi, chyba Abi. Doszłam do boiska i stanęłam na swoim miejscu, gdzie jeszcze kilka minut temu odbijałam piłkę. Zauważyłam, że Luke przygląda mi się z uśmiechem. Wydobyłam ze swojego, trochę zmarzniętego ciała uśmiech, którym go obdarzyłam. Lubię się uśmiechać, lubię patrzeć jak ktoś się uśmiecha, lubię obrazki z uśmiechami, czy to normalne?
Co do ubrań, wolałam nie zakładać moich spodenek, bo po chwili miałabym na tyłku wielką, mokrą plamę od zmoczonego stroju kąpielowego. No cóż, na razie wole nie siadać, więc gram dalej, w spodenkach. W, czy bez, co za różnica?
                                ~*~
Właśnie siedziałam w kuchni jedząc kanapki przygotowane przez moją mamę. Na przeciwko mnie siedział mój młodszy brat- Earl. Żarł, a przepraszam, jadł kanapki z serem. To była już któraś z kolei, nie wiem, po czwartej przestałam liczyć.
- Zjadłeś już? - w końcu ktoś musi posprzątać, prawda? A tym kimś, znowu będę ja. Cudownie.
- Nie-e - żarłok. - A zrobiłabyś mi jeszcze jedną? Chyba zaczynam rosnąć, bo ciągle jem. -Haha. W snach kochanie, w snach.
- Jasne, już to widzę jak rośniesz, ale tak, zrobię ci kanapkę, ale to ty sprzątasz. - Mały szantażyk, nie ma co.
- Ok ok, tylko mi ją zrób. Najlepiej z szynką i serem. A! Jest pomidor? - kiwnęłam głową. To był jedyny sposób, żeby się na niego nie wydrzeć. - Ok. To jeszcze z pomidorem, siostrzyczko. - Eh, mały, jak ty mnie wkurzasz...
                                 ~*~
Mały pokoik na piętrze. Biała, puszysta wykładzina, białe jednoosobowe łóżko, biała szafa, białe firanki... zaraz, czemu ja mam wszystko białe? A nie, przepraszam, poduszki, ramki na zdjęcia i inne pierdoły miałam innego koloru, ale najlepszą, najładniejszą i najciekawszą rzeczą w moim pokoju była ściana. Zwyczajna pudrowo-różowa ściana przyozdobiona różnymi zdjęciami, mapami świata, plakatami, moimi starymi planami lekcji, zdjęciami klasowymi, a na to zbiorowisko, lampki. Lampki choinkowe, które są porozmieszczane po całej ścianie, a raczej po wszystkich ścianach. Kocham leżeć w łóżku i patrzeć na nie, na te ich jaskrawe kolory, na to jak podświetlają zdjęcia, meble i pewnie też mnie. Gdybym mogła, pewnie w ogóle nie wychodziłabym z łóżka, tylko patrzyła się na nie. No, może i są wakacje, ale jutro mam zamiar rano wstać i wcielić w życie mój plan o schudnięciu kilku kilogramów, więc zaraz kładę się do łóżka.
                                                                         ***
Ta dam! Właśnie stratuję z nowym opowiadaniem.
 Jeżeli spodobał Wam się pierwszy rozdział, to napiszcie swoją opinię.
Dziękuję za wszystkie wejścia i komentarze, jeżeli jakieś będą.
Dobranoc! xx
https://twitter.com/OfficialNatasza

Bohaterowie

Erin Clark, 17 lat



Simone Fisher, 17 lat



Luke Brooks, 18 lat



Jai Brooks, 18 lat



James Yammouni, 17 lat



Beau Brooks, 19 lat



Daniel Sahyounie, 17 lat


Edit:   28 kwietnia 2013. 
lolz półnagi Bóg Beau, wszyscy sweetfocie, cudnie.