Tumblr Mouse Cursors

niedziela, 28 kwietnia 2013

7


SURPRISE



Wyspana i odświeżona schodzę po schodach. Mam wielką chcicę. Boże, Erin, nie przy ludziach. Eh, co marudzisz? No, więc o czym to ja? A, tak, mam wielką chcicę! Jestem cholernie głodna i liczę, że żaden Earl nie będzie mi wchodził w paradę. Chcę mieć pół godziny tylko dla siebie, no, plus dodatkowe pół  godzinki dla słoninki, jeny, nie wierze, że to powiedziałam. Tak, powiedziałaś to zakalcu, jestem świadkiem. Nieważne. Wchodzę do kuchni i kogo widzę? Mamę. Co ona tu, do jasnej cholery robi, co? Ugh, miałam mieć dzień tylko dla siebie, a ona zaraz karze mi coś robić. Kurde, mam przekichane.
- Czejka mamo, ty nie w pracy? - Ach tak, Erin, ty i te twoje połączone słowa. Tym razem padło na cześć i hejka? Jakże kreatywnie, brawo.
- Dzień dobry, kochanie. Przecież mówiłam.. a może nie mówiłam? No, w każdym bądź razie, dzisiaj wzięłam sobie wolne. W pracy jest tak nudno, że traciłabym tylko czas. A tak to, zrobiłam już ciasto, patrz, piecze się. Jesteś głodna?
- Bardzo, wstawisz wodę, mamuś?
- Och, Erin, idź ty się lepiej ubierz, dobrze? Ja ci zaraz zrobię śniadanie. - No, przy najmniej jeden plus siedzenia mamy w domu.
- Ok, dziękuję. - Całus w policzek i biegiem skierowałam się w stronę schodów, a później do swojego pokoju. Długo myślałam nad tym, co mogę założyć, w ten piękny dzień, aż w końcu zdecydowałam się na spodenki i bluzkę z nadrukiem.

Przecież nigdzie nie muszę się stroić, prawda? A takie spodenki i fajna bluzka są w sam raz. Przeczesałam włosy i spięłam boki spinkami. Och, Erin brzydalu, dla kogo tak się pindrzysz, co?
Pf, możesz się już zamknąć? Zaburczało mi w brzuchu. To oznacza tylko to, że mama powinna zrobić mi już śniadanie. Schodzę po schodach i wchodzę do kuchni. Widzę już talerzyk i kubek na stole, to dobry znak. Pocałowałam ją w policzek, po czym zaczęłam jeść, moje słodkie śniadanko składające się z kilku tostów, kakaa i jogurtu. Boże, a gdzie moja dieta?
~*~
- Er, kochanie, poszłabyś do sklepu, bo brakuje mi produktów do obiadu. - Ach te słownictwo mojej mamy. Piękne.
- Jasne, co mam kupić? 
- Yy, już ci mówię, znaczy dużo tego, to ci napiszę. Chcesz tak wyjść?- wskazuje na mnie palcem, a gdy kiwam twierdząco głową, wzdycha głośno i mówi żebym poczekała.
Po kilku minutach daje mi karteczkę, która jest całkowicie zapełniona nazwami produktów, które muszę kupić, daje mi też pieniądze, a ja tylko ubieram buty i wychodzę głośno wzdychając. Och, oczywiście wzięłam ze sobą wielką torbę, bo jakże lepiej mieć swoją, materiałową, niż kilka maleńkich sklepowych, które są niebezpiecznie cienkie i w każdej chwili mogą mi pęknąć w środku drogi. To byłoby strasznie nieprzyjemne. 
Idę grzecznie chodnikiem, podziwiając dzisiejszą pogodę. Jest, jak zawsze, strasznie ciepło, waham się nawet, żeby nie powiedzieć, gorąco. Musiałam założyć okulary przeciw słoneczne, bo słońce wali mi prosto w oczy. 
A tak w ogóle, wczoraj rozmawiałam z Simone, która, jak już mówiłam, jest na dwa tygodnie u babci w Sydney. Nie wiem jak ja bez niej wytrzymuje, no ale cóż. Mówiła, że świetnie się bawi, bla,bla,bla, tęskni i przesyła pozdrowienia od całej rodziny, aha. Czyli jeszcze z tydzień się nie zobaczymy. Chyba wytrzymam.
Wracając do świata żywych, zobaczyłam, że tylko kilka ulic dzieli mnie od spożywczaka. Czemu idę właśnie do niego, a nie do Tesco? Albo chodź by jakiegoś innego sklepu. Chyba moja podświadomość myślała za mnie. Ups, jesteś leniuszkiem Erin i wiem, że nie chcę ci się zawracać, żeby iść gdzieś indziej. O, popatrz, czy to nie twój Luke z jakąś dziewczyną? Co? Gdzie? Boże, Erin, wariujesz. Gadasz sama ze sobą. Do psychiatry z tobą! Akisz. Dobra, cicho.
Druga Erin miała rację, na końcu ulicy, tej samej ulicy, na której jest spożywczak, stał Luke albo jego brat bliźniak, nie wiem i gadał sobie z jakąś dziewczyną! Ugh, spokojnie Erin, to twój kolega, który na dodatek jest sławny. Aż dziwne, że Simone nigdy o nim nie słyszała, a może słyszała, ale nigdy o nim nie mówiła? No cóż, w każdym bądź razie, mam tam do nich podejść, czy co? Poczekać? Tak, poczekam. 
Dość długo sobie poczekałam, ale na szczęście ta dziewucha chyba mnie zauważyła, a starałam się być niewidzialna, wskazała na mnie palcem, a Luke albo i nie Luke, się odwrócił i tak właśnie teraz gadam z nim i jego nową ,koleżanką'. Haha, zazdrośnica z ciebie, Er.
- To ty jesteś Erin, prawda? - skąd do cholery ona wie jak się nazywam, co?
- Em, tak, a co?
- W internecie jest trochę twoich zdjęć, razem z Lukiem ładnie wyglądacie razem. Bo, wy jesteście razem, prawda? - UPS. Chyba zadarła za daleko.
- Yy, nie, znaczy.. nie! Nie jesteśmy razem. - Luke przejął inicjatywę.
- Właśnie, a teraz bardzo was przepraszam, ale mama wysłała mnie po zakupy. Ugh, cześć.
- Nie, czekaj! Może zrobimy sobie razem zdjęcie?- aha, czyli znowu wcisną mi aparat i każą robić sobie tysiąc ,super fajnych' zdjęć. Ekstra. 
- No chodź, Erin.
- Co? Ja też? 
- No, a nie? nie wydurniaj się, tylko chodź.
- Nie wydurniam się. To ty robisz ze mnie idiotkę.
- Dobra, dobra. Chodź do nas. - szybko do nich podchodzę i staję po lewej koło tej dziewczyny. Luke klika jakieś zdjęcie na jej, super ładnym, pewnie nowiuśkim IPhonie, późnej jeszcze na swoim, tak samo ładnym telefoniku, a ja tylko stoję i się uśmiecham. Ach, jakaż dobra ze mnie aktorka.
~*~
-No naprawdę ci mówię, tak właśnie zrobił. - Luke zaczyna się śmiać, z mojego, jak jeszcze przed chwilą myślałam, w ogóle nieśmiesznej opowieści o moim rzygającym bracie. Może naprawdę powinnam zostać komikiem? Moja rodzina się ze mnie śmieje, Luke się ze mnie śmieje, cały świat się ze mnie śmieje. To takie żałosne, że aż śmieszne.
Jeździmy sobie z Lukiem po Tesco (tak, jednak się wróciliśmy do Tesco, bo w spożywczaku, nie było nawet połowy tak egzotycznych produktów, które wymyśliła sobie moja mama). Znaczy Luke ciągnie wózek, a ja w nim siedzę i wkładam rzeczy. Właśnie przejeżdżamy koło alejki p, z odkurzaczami i mopami. Wzruszająca chwila.
- Uwaga! Trzymaj się mocno, Erin. Skręcam! Och, widziałaś ten drift? To było coś. Trzymasz się? - Mój krzyk radości, niech weźmie za potwierdzenie. - To jedziemy dalej! Co masz jeszcze na liście? 
- Cztery bagietki!
- Już się robi kapitanie Clark. Jak myślicie, który to będzie rząd? 
- Myślę, że rząd z pieczywem, kapitanie Brooks.
- Do dzieła!- Luke skręca w jakąś uliczkę, jak się domyślam, w uliczkę gospodarstwa domowego. Szufelki, szczotki, zmywaki, ncui4r. Nic dla nas.

Jest godzina czternasta. Wracamy z Lukiem do domu, po naszych wspaniałych zakupach. Torba jest tak ciężka, że nawet z pomocą Luka, ledwo co daję radę. Nie wiem, po co mamie tyle rzeczy. Ciekawe czy będzie wkurzona, że tak długo nie wracałam.
- Ok, jesteśmy. - Otwieram drzwi, a Luke bierze torbę i wchodzi z nią do domu. Szczerze mówiąc myślałam, że zostawi mnie z nią i sobie pójdzie, ale nie, on musi wejść, przywitać się z moją mamą, pomóc jej i tak dalej. Ugh, on i te jego dobre maniery.
- Dobrze, pomyślę nad tym. Do widzenia!- żegna się z moją mamą.- Siemka Er. - Puszcza mi oczko i najnormalniej w świecie wychodzi z mojego domu. Ja tylko głośno wzdycham i obserwuję przez okno, jego powrót do domu. 
- Podoba ci się. 
- Co? Kto?
- Och, Erin, nie udawaj zdziwionej. Luke, on ci się podoba. 
- Pf, wcale nie, to tylko kolega.
- Tak, tak. Nicole też tak mówiła na Tom'a, a w sierpniu jest ślub. 
- Mamo, daj spokój. 
- Dobrze, nic nie mówiłam, ale pamiętaj, mi zawsze, wszystko możesz powiedzieć. 
- Yhym, dziękuję. - Jezu, ratunku! Biegiem ruszam w stronę schodów, żeby spędzić bezpiecznie czas w mojej jaskini. Zamykam drzwi i rzucam się na łóżko. To był dziwny dzień!

***
Ugh, niedziele są do kitu!

Jeżeli chcesz być informowany, napisz swój nick z twittera w komentarzu. Dziękuję za coraz mniej komów, kocham was! 

niedziela, 21 kwietnia 2013

6



DAMN LEAFS

Słoneczne popołudnie, czyli codzienność w Australii. Rodziny jeżdżą na pikniki, do miasta, na plażę, do rodziny, na wieś, gdziekolwiek, jednak pewna rodzina Clark'ów, w ten oto piękny dzień, postanowiła poprawić stan swojego ogródka, który po poprzedniej zimie, był trochę zapuszczony. Liście, wszędzie liście. Śmieci- wszędzie. Uschnięta, żółta trawa- jest. Takie argumenty dała Pani Clark, aby zmusić całą rodzinę do oprzątnięcia tego bałaganu. Tak oto, Alice Clark, jej mąż Greg oraz ich dzieci: Erin i Earl spędzają już którąś godzinę na przywróceniu swojego ogródka do porządku. Eh, Erin, zajmij się lepiej zbieraniem liści, a nie gadaniem do siebie. Och, nawet teraz to robię, grr.
- Mamo, jak możesz? - krzyczę, żeby chodź trochę uratować moją dumę.
- Erin, miałaś przynieść tylko cztery6 butelki wody, a ty siedziałaś w tym domu i siedziałaś. Paul! Ile nie było naszej księżniczki?
- Pół godziny. Liczyłem!
- No więc, siedziałaś w tym zakichanym domu pół godziny i jeszcze nie przyniosłaś tej wody. Co ty tam robiłaś, co? 
- No wiesz...
- Dobra, nie chce tego wiedzieć. Za lenistwo kara- dodatkowo skosisz trawnik, bo strasznie zarósł, ale nie zapomnij o liściach, Erin. - Ach, nie wytrzymuje już. Siedzimy tu już trzy godziny, a oni mają do mnie pretensje, że odpoczywałam. No cóż, mam chyba najcięższą pracę z nich wszystkich, a jeżeli jeszcze dodać koszenie trawnika, to już w ogóle. Co ja, robot jestem? Dobra, skończ gadać, Erin, bo matka wymyśli ci jeszcze dodatkowe dodatkowe zajęcie, które ,pozwoli ci się skupić'. Fajne życie, nie ma co.
- Mamo, patrz co znalazłem w taty samochodzie! - No tak, Zawsze Podniecający Się Earl, musi mnie jeszcze bardziej wkurzać. 
- Co tam znalazłeś, kochanie?
- Sama zobacz.- wyciąga rękę i pokazuje nam już trochę zużytą, pogniecioną gazetkę Playboya. Zaczynam się śmiać, tarzając się po ziemi. Jezu, czemu tata ukrywa przed własną rodziną takie rzeczy? Niewyżyty erotoman. Haha, Er, kotku jak możesz? To przecież twój ojciec. No tak, wiem. 
- Em, Earl, idź to odłożyć, dobrze? PAUL! Proszę, chodź, zrobimy sobie małą przerwę. - Ta, już widzę tą ich ,małą przerwę'. Pewnie tata będzie się tłumaczył, czemu chowa takie rzeczy, przecież my jesteśmy tylko ludźmi, bla, bla, bla. - A ty Erin, przypilnuj, żeby Earl pracował. - a widząc, że już wstaje i chce odpocząć dodaje- Hola, hola, ty też mam zbierać te liście, ok? My zaraz wrócimy. - Tak, oczywiście, pf.

                                     ~*~
-Wiesz co Erin? Mogłem nie pokazywać tej gazety, przy najmniej szybciej skończylibyśmy tą robotę.
- Earl, nie ma ich dopiero kilka minut, a zresztą, masz racje. Chodź, nie będziemy pracować za nich, pf. - Siadamy na dużej huśtawce popijając wodę, po którą oczywiście musiałam iść JA.
-O, idą. Jezu, Erin idą! A jak się wkurzą, że nic nie robimy? - zszedł z ławki i podbiegł do grabi udając, że zgarnia liście. Amator przygód, aha. 
- Ok, wracamy po przerwie dzieci! - mama klaszcze w dłonie i kuca przy tych swoich pięknych kwiotkach. Jezu, nigdy, przenigdy, nie będę miała ogródka. Zamieszkam w bloku. Bez balkonu. Z monopolowym na parterze. Ta i skończysz jako bezrobotna prostytutka, spoko. Rób co chcesz Erin, ale nie będę słuchała twoich narzekań. Odbiegasz od tematu, Erin, lepiej skup się na zbieraniu liści. Kompromitujące..
Nie minęło dużo czasu, kiedy mój brat znowu coś wygrzebał i przyniósł nam się pochwalić, rodzice robili już sobie trzecią przerwę, a ja nadal zbierałam te głupie liście. Boże, ratuj.
- Ktoś dzwoni do drzwi. - mówiłam już, że mój tatusiek kochany ma słuch, jak zmutowany nietoperz? Słyszy wszystkich i wszystko, więc kiedy omawiam coś ważnego z Simone, to zawsze upewniam się, że muzyka jest wystarczająco głośna. Chyba nie muszę mówić, po co, prawda?
- Ja nic nie słyszę. Erin, słońce idź zobacz kto to.
- O nie, ja już poszłam po wodę, zresztą, Earl jest młodszy. Temu pingwinowi przyda się ruch. 
- Jak ktoś wyzywa, to się tak sam nazywa. - Haha, Earl traci formę, kochani.
- Proszę cię, bo padnę. 
- Jak cię zaraz.. 
- Dzieciaki! Earl, idź zobacz kto to, ale jak to będzie listonosz, to nie otwieraj. Nie chce mi się mu tłumaczyć, czemu używam takich, a nie innych doniczek do kwiatów. Ten facet jest jakiś. - ruch ręką koło głowy, na znak, że jest nienormalny. Gwizd i mówi dalej. - No,pośpiesz się. 
- Dobra, już dobra. - Earl otrzepuje spodnie i wyrusza zobaczyć co lub kto od nas chce. Po chwili woła. - To tylko Luke, Erin chodź tu!
- Jeny.. - po co przylazł? I tak nie mogę wyjść. - Hej, jak tam, Luke?
- Cześć Er. Nudziło mi się, więc przyszedłem. 
-Am, ok, ale wiesz, pomagam w sprzątaniu, więc nie mogę wyjść. 
- Dobra, to chodź. Pomogę ci, co nie? - On sobie ze mnie żartuje, czy co?
- Yh, jak sobie chcesz. - Poszliśmy do ogrodu, gdzie oczywiście, gentleman Luke, przedstawił się moim rodzicom, przywitał się z Earlem i zaczął zbierać liście. To takie dziwne, że aż śmieszne. 

                                    ~*~
Kiedy już ogarnęliśmy z Lukiem większość podwórka z liści, ten zabrał się za koszenie trawnika, a ja wkładałam te przeklęte kubki odpadów do worka.  W sumie Luke strasznie ochoczo mi pomagał, ciekawe czy w domu też jest taki pomocny. Lol, Erin, ogarnij się i wkładaj równo te liście, bo ci wypadają. Dobra, skończ.
- Kończcie już. Zaraz kolacja. - Ble, kolacja. Mamo, czy ty.. a, tak, zawsze jesteś taka natrętna, jeżeli chodzi o jedzenie. Wole się nawet z nią nie kłócić, bo będę musiała robić jeszcze dodatkowo-dodatkową pracę.
- Spoko, pomóc w czymś pani? - O, co on? Chce się podlizać moim rodzicom, czy co? Jeszcze się nie zaręczyliśmy, znaczy.. ERIN! O czym ty myślisz, barbarzyńco?
- ERIN! Już mi tu, rozstaw talerze. 
- Ok. - zrezygnowana odkładam grabie i idę do mamy. Biorę talerze i sztućce i idę do ogrodu. Rozkładam to na stole i znowu do mamy, i tak kilka razy, aż na stole było wszystko potrzebne do grilla, tfu, kolacji.
- Więc, jak wam smakuje moja surówka? Chciałam zrobić taką, no wiecie, zdrową, bo podobno miałaś się odchudzać, prawda Erin? - Y, po co ona to do cholery mówi, co? Brak, brak, braaak kultury.
- Y, no miałam, ale mi na razie nie wychodzi. - tata zaczyna się śmiać, Luke też, pewnie z grzeczności. Earl, żeby nie być inny też, mamo, i ty? Co, to miało być śmieszne? Dobra, foch.
- Yh, jesteście okropni!- prycham i dłubie widelcem kiełbasę. Niech mają, ależ ja jestem śmieszna. 
- Oh, Er, nie obrażaj się. - Co ty Luke, oczadziałeś? Pocieszasz mnie? Pf, spadaj.
- Dobra, odwalcie się.
- Erin, język.
- Ehe. Dobra ta kiełbasa. 
- Prawda, kochanie? Spróbuj cacynków. - Jezu, zaraz wepchnie we mnie całą lodówkę.
Później było już lepiej. Pogadaliśmy sobie, pośmieliśmy się, bla,bla,bla. Żarłam, żarłam i jeszcze raz żarłam. 
- Dobrze, ja już się będę zbierał. Bardzo dziękuję za przepyszną kolacje, było mi bardzo miło.- pożegnał się i poprosił, żebym go odprowadziła. Co mi szkodzi? Przynajmniej chociaż trochę opóźnię paplaninę mamy, na temat mojego ,chłopaczka'. Jezusie!
- I jak ci się podoba moja rodzina? 
- Jeny, są świetni. A co do twojego odchudzania, to niby czego chcesz się pozbyć, co?
- Pf, widziałeś mnie w.. a, no tak, widziałeś. - śmiech Luka. Ach, to takie słodkie, jestem taka zabawna. Raczej głupia, Eruś. Zamknij się.
- Zimno mi, chyba sobie poradzisz, prawda?
- Ach, tak, tak. Dzięki, że mnie przechowałaś. Wyjdziemy jeszcze, nie? 
- Ehe. Wiesz, że używam tego twojego twittera?
- O, to wspaniale! Jak się cieszę, dobra, idź już. Dobranoc.
- Dobranoc. - Mały przytulas i każdy idzie w swoją stronę. Jeżeli trochę dłużej pomyślę, to nawet się ciesze, że Luke do mnie przyszedł. Fajnie mieć takiego kolegę. Aha, kolegę.

***
Jezu, nie wiem jak ja to napisałam, ale ok. 
Trochę późno dodaje, za co bardzo przepraszam.

Wiecie co myślę? Jeżeli to przeczytałeś, to skomentuj, proszę. Taki komentarz, to dla ciebie nic, mała chwilka, a dla mnie wielka satysfakcja i powód do dalszego pisania!

+ Chcę zmienić wygląd bloga, więc bądźcie czujne :)

niedziela, 14 kwietnia 2013

5


SURPRISE ON A DATE

Doszłam! Och, Erin zboczeńcu, hihihi, ale jesteś dziwna, pf. Zamknij się, debilko, gdzieś tam w tym pięknym parku, z tysiącem ohydnych gołębi i grubiutkich dzieci bawiących się w brudnym piasku, czeka na ciebie ON. Tak tak, skarbie, on, Pan Od Piłki, Luke Brooks, Pan Ratownik, jak tam sobie chcesz. Gdzieś tam czeka na ciebie, bo się spóźniłaś, łamago.
 Z przyzwyczajenia wyjmuję swój telefon i patrzę na godzinę. Nie jest tak źle, sześć minut przed czasem. Oj, kochanie, czemu ty jeszcze nie startujesz w jakiś zawodach, co? Toż ty masz taki talent, że hoho. Dobra, koniec, skup się Er, twój cel to Pan Zawsze Przystojny i Pomocny Brooks, pewnie będzie wyglądał, tak, że moja podświadome ego  da mi  mentalnego kopa w dupe i powie ,Co ty robisz z takim ciachem, co brzydalcu?' Hehe, dobre sobie. Jak sobie przypomnę wzrok niektórych dziewczyn z tego nieszczęsnego dnia, to, aż mnie w żołądku skręca, a najgorszy był ich wygląd. O Boże... po co się malować w lato? W dodatku w Australii? Kraj przy równiku, a dziewczyny oczywiście muszą się malować, pf. A później się dziwią, że krzywe mordy mają. ERIN! O czym ty do cholery gadasz, co? Jezus Maria, gdzie ty zaszłaś, co dziecino? Do harcerzy trzeba cię zapisać to się nauczysz koncentracji, chyba do harcerzy, nie wiem. Dobra, nevermind, my tu gadu-gadu, a na jednej z ławek siedzi Lukuś Brukuś i wierci się jakby miał owsiki w tyłku. Ach, piąsia Erin, tyi te twoje pojazdy, ach. Zażądzam koniec obrad, moje panie. Dyskusja skończona. 
Biegne, ale tak na luzie (co ja plote?) żeby nie było, że aż tak się przejmuję, nie no nie, ja Erin Zawsze niedostępna Clark mam kręcić sobie włoski przy chłopakach? O, co to, to nie. 
- Cześć Lukuś Pukuś. - No nie, następne przezwisko? Ma się ten talent, no nie?
- O, hejka gazusiu. Hmm, niezbyt to do ciebie pasuje... zresztą, wymyślimy coś. - Ach, jak słodko..
- Tak tak, jasne, ale Erin wystarczy.
- Och, po co te nerwy? Wciekus, tak jak lubie. - Nie wierzę.. czy pan gentelman Brooks, potraktował mnie tak, jak dziewczyny w tych wszystkich tanich serialach amerykańskich? No nie...
- Ominę ten brak szacunku do mojej cennej osoby. - wypięłam się jak jakaś kobra i poszłam kilka kroków na przód. - No idziesz czy nie? Chyba, że nie mieliśmy tam iść.
- Tak właściwie, to chciałem żebyśmy sobie posiedzieli, ale jak wolisz. - Och, no masz ci los. Nie lubie wybierać takich rzeczy, bo później będzie wszystko na mnie. 
- A mi to tam obojętne. Na której ławce siedzimy? 
- Obojętnie. - to tak się teraz bawimy, tak? Wszystko obojętne? No to świetnie, wdepłam w super-fajną randkę, na której będziemy ciągle mówić ,obojętne'. Oby nie. 
- Ok. - siadamy na poprzedniej ławce, na której siedział Brooks. Mija czas, bardzo miło przyjemnie, słońce grzeje ptaszki ćwierkają, dzieci piszczą, psy szczekają, fale szumią, o czym my to? Aa, no tak. Siedzę sobie z Panem Lukiem na ławeczce i omawiamy produkcję słomek do picia. No bo jak się takie coś robi, co? Przyznaję się bez bicia - ja nie wiem. 
                                                         ~*~
Nie minęło pół godziny, a my zjedliśmy już kilka porcji lodów. Luke miał racje, to najlepsza lodziarnia na świecie! Ciekawe czy przyprowadza tu każdą dziewczynę... O, co ja widzę, zazdrosna Erin, to rzadki widok, muszę zrobić zdjęcie, poczekaj, nigdzie się nie ruszaj. Ach, zamknij się.
- Tyłek mnie już boli od tej ławki, chodź. - Dobrze, że to powiedział, bo swoją drogą, te metalowe ławeczki wcale nie należą do najwygodniejszych, no cóż. 
Idziemy sobie, wszystko gra, tralala, nieważne. Luke jak na gentlemana przystało podał mi swoje ramię , żebyś przypadkiem się nie wywróciła, my lady'. Jasne jasne, prędzej on by mi nogę podłożył, a ja bym się wyłożyła jak głupia na ten ohydnie brudny piasek, niż sama bym się przewróciła. O Jezu, zamknij się Erin, takiego cudownego masz chłopaka koło siebie, a myślisz o jakimś piasku. Taka strata, taka strata...
- No, ale powiedz, kochanie, chyba cheeseburger to najlepsze co mógł człowiek wymyślić, no, bo patrz, samym hamburgerem się nie zapchasz, prawda? Szczególnie tym co dają w McDonaldzie, tak nawiasem mówią, a jak weźmiesz sobie takiego cheeseburgera, to od razu banan na mordzie, bo to i duże, i soczyste, no i z podwójnym serem, oczywiście. Eh, zjadłbym sobie tego cheeseburgera...
- Hahaha, Brooks, dobre.- przyznałam racje mojemu kompanowi. - Wiesz co? Tylko mi ochoty narobiłeś tym gadaniem. - trzasnęłam go w ramię, ale nie tak mocno, no gdzie. Jeszcze sobie pomyśli o mnie jak o psychopatce i co będzie? 
- Ochoty na co? - Jak ja go zaraz... ujdu3fb. Idiota zaczyna się śmiać i poruszać dziwnie brwiami. 
- No na jedzenie, zboczeńcu. Pf, kto cię wychował, co? - Chyba nie da­­­­­­ję rady grać takiej poważnej, bo też wybucham śmiechem. Na dodatek strasznie zakręciło mi się w głowie i kichnęłam. Na szczęście w porę zdołałam opanować ruchy rąk i zakryłam sobie usta dłońmi. Przy okazji wyobraziłam sobie jakże śliczny obrazek, aha, już to widzę. Ja cała czerwona przepraszająca obsmarkanego przeze mnie Luka. Hahah, nie, nie i jeszcze raz nie, nie zrobiłabym mu tego. Nie jestem samobójcą.
- Dobra motorku-Erin, przysiądźmy na chwilę, bo mnie już nogi bolą. Ja to nie wiem co ty bierzesz, ale masz kondycje, nie ma co. - A  nie mówiłam, kotku? Masz to coś w genach, a może miałaś dziadka Kenijczyka? A może się udław?
- Jasne, usiądźmy. Podniosę cię na duchu, mnie też bolą nogi, nie ma co. Ten piasek chyba  ma jakieś specjalne moce. Haha, co ja bredzę?- śmieje się jak idiotka, a Luke patrzy się na mnie jak krowa w mur.  O co mu chodzi? Dobra, Erin, robisz z siebie idiotkę. przestań.
- Mogę ci zrobić zdjęcie? - wtf? Po co mu moje zdjęcie, co? 
- A co, masz puste miejsce przy moim kontakcie?
- Nie, znaczy tak, też, ale ślicznie wyglądasz. - I uwaga, uwaga. Pewnie większość by teraz spuściła głowy, strzeliła buraczka, itp. itd., ale ja, ja drodzy mili nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać jak powalona. Luke ma rację, muszę coś brać, a może to te ostatnie ciasteczka co zrobiła babcia, hm?
I co za chwilę słyszę? CYK! Tak tak, wielkie, głośne i przerażające CYK! hahah, Erin, co ty wygadujesz? Haha. Chyba, hahah Luke, haha zrobił, hahah, mi, haha, zdjęcie hahaha, Jezu, mój brzuch...
- Dobra, mamy to. Awh, aleś ty pinkna, moja droga Erineczko. No zobacz, zobacz.- zaczął wymachiwać mi telefonem, przed twarzą.- Mogę wstawić na twittera, prawda?
Co? Jaki Twitter? Aa, już wiem, ale ja tam dawno nie wchodziłam, jeny!
- Jaki masz nick? A w ogóle masz tam konto? - Powiedz, że nie. Przecież i tak  nie pamiętasz hasła. 
- Nie, nie mam, a mam założyć? 
- NO JASNE! Boże, Erin, dziecko drogie, jeszcze się pytasz?- pauza- Chodź, ja tez zgłodniałem. 
                                                 ~*~
I tak właśnie trafiliśmy do słynnego McDonalda, siedząc po prawej stronie lokalu w przytulnym koncie. Ach, nici po moim ,odchudzaniu'.
- Przepraszam, Luke, prawda? Czy mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? - Po raz drugi dzisiaj: WTF? Na co jej (po raz drugi dzisiaj) zdjęcie Luka, co? Czy ja o czymś nie wiem?
- Em, jasne. Chodź tu. - Czy on własnie do niej zamruczał? Co się dzieje, halo, baza do Eriiin, halo odbiór, co się dzieje, kapitanie Erin, halo, odbiór.
- Em, zrobiłabyś nam zdjęcie? - Czy ta dziewucha właśnie coś do mnie gada? Pf, a zrobię im takie zdjęcie, że klisza pęknie. Ja jej dam, przeszkadzać w randce (chyba randce) Erin Clark i Luka Brooksa. A co do tego zgreda Luka, to czemu jakieś dziewuszysko chce sobie robić z nim zdjęcie, co?
- Jasne, jasne. - Na twarz wpływa mi sztuczny uśmieszek numer sześćdziesiąt cztery. Biorę od tej głupiej jędzy jej głupi różowy aparacik, o, jeszcze dała mi telefon, jak miło. Ile ona chce tych zdjęć do cholery? Chce je gdzieś sprzedać, czy co?
Pstryk na aparacie i pstryk na telefonie. O, jak ślicznie razem wyszli, tylko wymazać tą tapeciarską żabę ze zdjęcia i cycuś blancyk, czy jakoś tak. 

CO. ONA. DO. DIASKA. ROBI. CO? 
Ta ropucha siedzi tu już jakieś pięć minut od mojego oświadczenia, że zdjęcie zrobione i podrywa MOJEGO ( no dobra, nie mojego) LUKA. Że też jej nie wstyd. 
A ja tylko siedzę, na przeciwko nich, oczywiście, popijając szejka czekoladowego i tępo wpatrując się we frytki, których nie było dane nam w spokoju zjeść, bo przyszła ta sucz. DO PIEKŁA Z NIĄ. Boże, ratunku.
- Co się nie odzywasz, Erin?- O, nareszcie sobie o mnie przypomniał, pf. Wiedziałam... albo nie, nie wiedziałam, że tak to się skończy. Czy ja wyglądam jak tępa idiotka, żeby... Tak, Erin, właśnie tak wyglądasz. Och, zamknij się. 
- A nic, nic. Nie przeszkadzajcie sobie. - syczę najgroźniej jak umiem i odwracam wzrok. Luke chyba pojął, że jest coś nie tak, bo próbował chwycić moją dłoń, którą szybko zabrałam. A niech ma za swoje, perfidny zdrajca. Zaraz po moim szybkim uniku wlepiam wzrok w tą nadętą, głupią ropuchę, która wszytko zepsuła. Na dodatek, ona też się na mnie gapi, ba, i to jak się gapi. Jakby oczy mówiły, to jej by powiedziały:  Spadaj z tąd, Luke i tak już jest mój. Czy coś w tym stylu. Och, Erin, naprawdę tak myślisz? Przestań się zadręczać kochanie. Znowu ty? Cicho siedź!
- Och, gdzie moje maniery, nawet nie wiesz Erin, jak ma na imię nasza koleżanka. - mruczę pod nosem, o tym, że mam głęboko gdzieś, jak nazywa się ta żaba. Dla mnie i tak będzie przebrzydłą jedzą, która popsuła mi najlepszy dzień życia. Już nie mogę się doczekać komentarzy Simone na jej temat, kiedy już jej o tym powiem.
- Ashley, to jest moja kochaniutka Erin. Erin, poznaj naszą fankę, Ashley. - Co? jaka fanka? O czym on mówi? Znowu nic nie rozumiem. 
- Tak tak, cześć. 
- To ja już nie będę przeszkadzać wam w jedzeniu. Luke, skarbeńku, mój numer masz na serwetce, zadzwoń. - I zrobiła telefon z dłoni machając nim do Luka, suka jedna. HOUSTON, MAMY PROBLEM! ERIN, STÓJ, ZNACZY SIEDŹ SPOKOJNIE! Ciii, i tak wiesz, że do niej nie zadzwoni. I tak wiesz, że ona ma z jakieś 14naście lat. I tak wiesz, choć może i nie wiesz, ale Luke chyba nie lubi grubaśnych lam, które liżą się do niego w McDonaldzie. 
- Em, ta, cześć, miło było cię poznać, Ash. - Och, Luke, jakiś ty milutki. Najlepiej idź ją od razu przeleć, co? Odwracam wzrok, tylko żeby nie patrzeć na tą wstrętną... ach, zużyłam już wszystkie przezwiska.
- Erin, coś się stało? Bardzo cię za to przepraszam, ale wiesz, taka wada bycia...
- No właśnie, kim ty jesteś, co? Powiedz mi, bo ja nie wiem. - Opieram się o stół łokciami, kładę głowę na dłonie i wlepiam wzrok w Luka.
- No, dalej.
- Naprawdę nie wiesz? - Luke łapie się za głowę, pewnie lekko oszołomiony. Zaraz później szeroko się uśmiecha, a jego brwi jadą niebezpiecznie ku górze. Co on do jasnej cholery kombinuje, co? - Hmm, Janoskians, no wiesz... nic? O jeny... poczekaj. - ten mały kombinator wystukuje coś na tym swoim szpanerskim telefoniku i podaje mi go. Och, z jaką gracją. Ciekawe co by zrobił, gdybym go upuściła, tak, oczywiście przez przypadek.
Wracając do telefonu, na ekranie widzę logo youtube, jakieś filmiki, no i hasła pasujące do ,Janoskians'. O co mu chodzi
-Obejrzyj sobie. - No nie gadaj, Brooks.
Klikam byle jaki filmik i co widzę? Luka, znaczy dwóch Luków. Do tego trzech innych chłopaków. No nie wierze... ale ja jestem głupia. 
- O Boże, ale ja jestem tępa... No nie mogę.
- Ej, Erin, wcale nie jesteś głupia, znaczy... o co ci chodzi? 
- Mieszkam w Melbourne od urodzenia, nigdzie się stąd nie ruszałam, więc czemu nigdy o was nie słyszałam, co? Jeny... właśnie pokazałam, jaka ja jestem na czasie, pf. Ale idiotka. - Teraz serio spaliłam buraka. Jeny.  nagle wszystko się ułożyło w całość. Te wszystkie dziewczyny krzywo się na mnie patrzące, ta fanka. Erin, dobra rada: nie wychodź z domu do końca wakacji.
- Ej, nie, nie. No coś ty, wcale nie jesteś głupia, po prostu o nas nie słyszałaś i tyle. No już, uszka do góry, nie przejmujemy się tym, dobrze? - Nie, nie myśl sobie, że wypuszczę twarz z mojej kryjówki. Co to, to nie. Będę tu tak siedzieć, póki mnie nie wygonią.- Erin, nie przejmuj się tym. To nic takiego. Znaczy, powiedz mi, jesteś na mnie zła?
- Nie, nie, znaczy jestem, ale raczej na siebie. Och, Luke, wybaczysz mi, że nie wiedziałam kim jesteś? - IDIOTKA! Przecież wiesz, że jak tylko sobie pójdziesz, to będzie się śmiał razem ze swoimi braćmi z twojej głupoty.
- No coś ty Erin, nawet mi przez myś nie przeszło, żeby się na ciebie gniewać, no bo za co? Oj Er, już, koniec smutków. Dawaj, kto pierwszy wypije cole? Ostrzegam cię, jest straasznie gazowana.
                                                                ~*~
Kto by pomyślał, że Luke Brooks, od którego dzisiaj dowiedziałam się, że jest sławny, nie będzie miał mnie dosyć. Mnie, Erin nudziary. A czemu tak myślałam? Bo, kiedy już zjedliśmy swoje niezdrowe żarcie, poszliśmy się przejść o dziwo trafiliśmy aż pod  mój dom. Było mi naprawdę przykro, że to już koniec naszej randki, tfu, spotkania, ale Luke nie miał zamiaru się ze mną żegnać (chociaż nie było już tak wcześnie). Siedzieliśmy, więc na moich schodach i rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić w wakacje. A żebyście widzieli moją minę, kiedy ten Cud Chłopak powiedział mi, że chętnie by wyszedł ze mną jeszcze nie jeden raz. 
A teraz jesteśmy w moim pokoju, znaczy ja właśnie wchodzę po schodach z miską chipsów, a na niej są dwie szklanki z sokiem. O, Erin kelnereczka. Boże, tylko nie wylej, błagam. Wchodzę do pokoju i szybko kładę moje bagaże na stoliku, który przestawiliśmy z Lukiem. 
- Mniam! - Aha, Luke przygarnia sobie miskę z chipsami i jak małpa popija je sokiem pomarańczowym. To się równa temu, że będę musiała przynajmniej trzy razy schodzić po dokładkę dla tego żarłoka.
-Mogłeś powiedzieć, to bym ci zrobiła kanapki, czy coś takiego. 
- Oj, nie przesadzaj skarbeczku. To mi całkowicie wystarczy. No, a teraz zakładamy ci konto!- wytarł ręce w spodnie, a później nimi klasnął. - Na co czekasz? Chodź tu. - Och, jaki on władczy, aż mnie skręca. 
- Dobra, niech ci będzie. - siadam na łóżku kolo Brooksa i biorę laptopa na kolana. - No i co teraz, cwaniaczku?
- No jak to co? Mam ci mówić jak się pisze twitter? Erin, nie wygłupiaj się pierdoło.
- No, mam i co teraz? 
- Jezu, mam to zrobić za ciebie? Tak? Tego właśnie chcesz? Ok. Ok, zrobię to za ciebie. Dawaj tego rzęcha. 
- Ej, jaki rzęch? - spojrzał się na mnie jak na małe dziecko - Dobra, już siedzę cicho.
- I właśnie o to mi chodziło. Ok, jaki chcesz mieć nick? Spróbujemy samo Erin, może wejdzie. O, patrz pasuje! Ale jestem mądry, prawda Erin? Ja wiem, że ty mnie kochasz słońce. - całe te jego zakładanie konta minęło mi na potakiwaniu głową w odpowiednich momentach  monologu Luka. Ach, jaki wygadany dzieciak.
- No, chcesz zobaczyć rezultat? 
- Dawaj, chyba to przeżyje, prawda? - Luke kiwa głową i gładzi moje ramie na pocieszenie.
- Chyba... No, dobra! Powiem tyle, ze się spisałem. - zaczyna chichotać i zakrywać mi oczy jednocześnie. Ej, Luke, to tylko pokazanie konta, a nie zaręczyny. Odsłania mi oczy i co widzę? Ślicznie ozdobione konto. Moje i Luka zdjęcie (które nie wiem kiedy zrobił, ale ok) na ikonce, fajne tło i tak dalej.
- I jak?
- Och, Luke, jest cudownie. Myślisz, że ktoś zacznie mnie obserwować? 
- Jak to czy zacznie? Ja już cię obserwuję, Erin. 
- Fajnie, dziękuję. - Toż co ja się podniecam, co? Pf, gadam jedno, robię drugie. Przytulam się do Luka wyrównując oddech. Czuje, że i on odwzajemnia uścisk. Och, jak słodko... Po chwili odsuwam się od niego, bo co też on sobie o mnie pomyśli.
- To dodajesz te zdjęcie, czy nie? - Luke jeszcze przez chwilę się na mnie patrzy, ale zaraz grzebie coś na swoim telefonie, pewnie w poszukiwaniu zdjęcia. Mojego zdjęcia, ale żenada.
-Ok, dodałem, a teraz nauczymy cię z tego korzystać.
- Jak chcesz.
Kolejne minuty mijające na uczeniu mnie obsługi tego dziadostwa. Luke, zamorduje cię, po co ja mam to wszystko umieć, co?
- Teraz zobacz swoje interakcje. - widząc mój wzrok pytający się o czym on do mnie mówi, tłumaczy.- No, to koło strony głównej... o Jezu, daj, kliknę.
Nagle mnie oświeciło, znaczy nie tak, że widziałam Boga, czy coś takiego, ale po prostu zaniemówiłam. Moje zdjęcie, które było jako tako, znaczy, ważne, że jemu się podoba. Zjeżdżam na dół i widzę też dużą liczbę przesłanych dalej. Ciekawe co ci ludzie sobie o mnie pomyśleli. 
- A teraz obczaj swój profil. - Co to jakieś zagadki? Boże... Wchodzę posłusznie na profil niejakiej @erin. Aha, nagle z zera obserwujących zrobiło ich się, hm, nieco więcej. Mi się tam podoba. Oczywiście Luke też follnął z mojego konta kilka osób, które pewnie są resztą bandy Janoskians. Jezu, Erin, jakaś ty mądra!
- Dobra, misja skończona, więc będę się zbierał. 
- Ok, jeszcze raz dziękuję, masz talent.  Chodź, odprowadzę cię. 
Schodzimy po schodach, Luke ubiera buty i grzecznie żegna się z moim bratem, który kwiczy na kanapie, bo się popłaczę. Wychodzimy na dór, a moim ciałem przebiega dreszcz, coś się zimno zrobiło w tej Australii. 
- Fajnie było, prawda Erin?
- O, tak tak. Świetnie się bawiłam. Em, Luke?
- Taaak?
- Serio mówiłeś o tym, że spotkałbyś się ze mną jeszcze nieraz?
- Serio serio. Nie wiem czy wiesz, ale jesteś niesamowita. - Szybko pokonał dzielącą nas odległość i nim się spostrzegłam, poczułam jego miękkie usta na moim policzku. Wyszeptał tylko ciche: Do zobaczenia i odwrócił się idąc przed siebie. Och, jakież to było romantyczne, Erin. Nie posikaj się w majtki. Luke odwraca się na moment, a kiedy zauważa, że i ja mu się przyglądam macha do mnie i znowu idzie przed siebie. Nie no, chyba go kocham. Głupiutka Erin, głupiutka, lepiej wracaj do domu, bo się przeziębisz i nigdy więcej nie spotkasz się z tym swoim, Lukiem. Jak na zawołanie odwracam się i prawie, że biegnę do domu. Kiedy już przekraczam próg zdejmuje buty i idę do kuchni. Moja mama robi kanapki, oho, czyżby Earl i ją przekupił?
- O, cześć słonko. Co to był za chłopak u ciebie? Ładny jak cholera. - No, tak trzymać mamo.
- Luke, był ze mną i Earlem na spacerze. 
- Mam nadzieję, że coś z tego będzie. - CO? O co ci chodzi, mamo? - Pewnie jesteś głodna. Earl na pewno tyle nie zje, a tata jeszcze ma swoją porcje, więc masz, chudzinko moja. - ta, jasne, chudzinka. 
Biorę talerz kanapek i idę do salonu, gdzie reszta rodziny ogląda jakiś film w telewizji. Czas wyluzować, Erin. Posiedź sobie trochę z rodzinką i odpocznij. 
***
Jeny, tylko mi się wydaje, czy ten rozdział na serio jest strasznie długi? Piszcie czy wam się podoba :)
DO tego, chciałabym bardzo, bardzo przeprosić was za rozdział 4. Nie dosyć, że był straszliwie krótki, to jeszcze nie było fabuły. Myślę, że ten i jest długi, i ma fabułę xd
Dziękuję serdecznie, za 17 komentarzy, które dały mi motywację do napisania tego rozdziału. Chciałabym, żeby i pod tym było ich dużo.
+ Jeżeli chcecie być informowani, to piszcie swoje nicki, numery czy coś innego xd
I... jeszcze jedno, wpadałam na pewny pomysł: mianowicie, myślałam nad pewną zakładką, która ostatnio zrobiła się dość sławna na blogach. ,Pytania do bohaterów'. Moglibyście wtedy zadawać pytania, do wszystkich bohaterów tego opowiadania. Oczywiście oni by wam odpowiadali, itd.
Jeszcze jedno, nazwa @erin, jak wczoraj sprawdzałam jest zajęta przez jakąś babke, ale to fikcyjne opowiadanie, więc wiecie... xd
Jeszcze raz za wszystko dziękuję, miłej niedzieli. xox

niedziela, 7 kwietnia 2013

4



BEGINNING


Stoję w kuchni i patrze na iskrzące się światełka od  tostera, ale tą bardzo przyjemną chwilę, sam na sam, przerywa mi głośny jęk dochodzący z salonu. Oho, Earl chyba już przesadza, jest już trzeci dzień po tym nieszczęsnym wypadku, a on nadal mnie wykorzystuje karząc przynosić sobie jedzenie i ładowarkę od laptopa, pf.
A co do Luka, ach... Luke. Piszemy ze sobą esemesy, dzwonimy do siebie i tak dalej. Można powiedzieć, że bardzo go polubiłam. W większości pewnie za to, że uratował mojego brata przed śmiercią wodną, ale samo to, że nie odrzuciły go moje dziwne wypowiedzi (nie będę wam mówić żadnych przykładów, i tak większość uważa mnie za dziwaczkę  eh), ale najważniejsze jest to, że on MNIE LUBI!!! Ech, dobra, Erin, wyjaśnijmy sobie parę spraw, dobrze? To bardzo ładnie, że znalazłaś sobie nowego kolegę, ale wyluzuj i się nie podniecaj, bo to, że napisał że cię bardzo lubi, nie znaczy, że za niego wyjdziesz, ok? Ogar kotku.
                                                        ~*~
- Długo mam jeszcze czekać?
- Nie drzyj się! Mogę ci w ogóle nie robić tego cholernego jedzenia  i umrzesz z głodu. - Ten dzieciak, zaczyna mnie cholernie  ale to cholernie wkurzać. Niech się wypcha. Ja mu nic już nie będę robić, jak mu się zachciało udawać chorego  to proszę bardzo.
- Dawaj i nie gadaj, siostrzyczko. - Erin, dobra rada: weź patelnie i bardzo, bardzo mocno uderz w łeb temu debilowi.
- Spadaj! Idę do pokoju, a ty przestań udawać... pokrzywdzony się znalazł! - mruczę i szybko wchodzę po schodach. Trzy kroki do mojego pokoju i chwile później leżę plackiem na łóżku wsłuchując się w swój szybki oddech. Mam dość opiekowania się tym smrodem. Jeżeli tak będzie do końca lata, to ja się wyprowadzam. Moje rozmyślenia przerywa dzwonek ogłaszający przyjście nowej wiadomości. Szybkim ruchem biorę swoją komórkę i kogo widzę? Luka, mojego Luka. Szybko ją otwieram.

Aww, czy ja już mówiłam, że go kocham? No naprawdę... Chce mi się śmiać, tańczyć i śpiewać. Czy to nie brzmi za bardzo oklepanie  Oj, Erin, za dużo tych ckliwych serialików i filmów. No, ale wróćmy do rzeczywistości. Szybko mu odpisałam. Tak zaczęła się nasza  niedługa rozmowa, na której Luke zaprosił mnie, uwaga, zaprosił mnie na spotkanie. Boże, czy ja właśnie mam randkę? Gdyby tak dłużej pomyśleć, to byłam tylko na kilku i to jeszcze chyba nie takich prawdziwych. Umówiliśmy się na popołudnie, około siedemnastej koło lodziarni, przy której byliśmy na tym nieszczęsnym spotkaniu z Earl'em. Kurde, nie wierze, że za dwie godziny (tak szybko?), mam...randkę? Nie wiem czy to tak oficjalnie czy nie, ale i tak się cieszę.
Schodzę z  łóżka i podchodzę do szafy. Wybieram dżinsowe szorty i ciemnozieloną podkoszulkę.



Idę do łazienki. Tam myję twarz i robię kucyka na czubku głowy. Szybko patrzę na zegarek w telefonie. Szesnasta czterdzieści dwa. Ups, chyba nareszcie przyda mi się do czegoś mój mały wyścigowy motorek w tyłku. Ach, Erin, widzę nowy talent, co?
Zbiegam po schodach żegnając się z moim drogim bratkiem zwykłym ,idę na dwór, nie wiem kiedy wrócę  cześć'. Zamykam drzwi i siadam na schodkach. Wiążę moje białe trampki i wybiegam na chodnik. Ciekawe czy się spóźnię, wolałabym nie, bo co sobie jeszcze o mnie Luke pomyśli  Ech, a jak ja będę musiała na niego czekać?
Mogłabym tak rozmyślać, ale zobaczyłam  że zaraz wejdę na teren parku. Czyli tylko kilkanaście metrów i jestem u celu. Tylko nie narób sobie wstydu, Erin. Och, boję się. Spokojnie, Er, Luke cię przecież nie ugryzie. Aha, łatwo mówić.
                                                                                ***  
Ach, mówiłam wam, że was kocham? Jeny, dziękuję, ale to bardzo dziękuję za 22 KOMENTARZE! Jesteście wspaniali.
Bardzo się cieszę, że podobał wam się rozdział 3 i myślę, że i ten przypadnie wam do gustu :)
A teraz organizacyjne:
1. Spróbowałam dodać obrazki do rozdziałów, tak dla porównania. Dlatego proszę, napiszcie w komentarzu, czy mam dodawać ze zdjęciami czy bez?  :)
2. Jeżeli jest tu ktoś z twittera (pewnie wszyscy, ale kit xd) to proszę, zostawiajcie swoje nicki, abym mogła was informować :)
3. Miałam tego nie robić, no ale cóż. Jedna z czytelniczek (wspaniała Coco) założyła bloga, na któego serdecznie was zapraszam:
Więc, kochani, jeżeli to czytacie, to bardzo wam dziękuję. Kocham was.
Dodaję i lecę pisać następny xd