BECOME ACQUAINTED WITH STRANGER
Kilka minut, paręnaście słów, wiele spojrzeń i dużo jęczeń Earl'a. Tak właśnie wyglądało moje ponowne zapoznanie się z Panem Od Piłki, czyli tak zwanym Lukiem. Przesłodki chłopak. Nawet nie wiem, kiedy wyciągnął ze mnie niektóre informacje. Boże, Erin, co się z tobą dzieje? Chyba zapomniałaś o obiecywanym celibacie, kochanie. Hahah, NIE. Przecież jednorazowa rozmowa do niczego nie zobowiązuje, prawda? Szczególnie, jak ma się przy boku młodszego brata, który dobrze radzi sobie z przeszkadzaniem nam w rozmowie. Och, Earl, jakiś ty zazdrosny, mrau.Stoimy sobie na środku chodnika w przepięknym parku. Wszystko ślicznie, pięknie, ale ja nawet nie wiem o czym tak właściwie rozmawiamy.
- Więc Erin, gdzie się wybierasz ze swoim chłopcem? - Co? Moim chłopcem, o co mu chodzi? Chwilę nad tym myślę, a później przypominam sobie, że przecież jest z nami Earl. Erin, co z ciebie za wstrętna siostra, co? Jak można zapomnieć o takim przydupasie, jakim jest Earl?
- Co? Ach, ten chłopiec, to mój młodszy brat. Luke, poznaj Earl'a. Earl, przedstaw się. - Ostatnie zdanie syczę do brata. Obydwoje podali sobie ręce na przywitanie, ale widać było, że Luke, niczego nieświadomy zadziera swoim przeszkadzaniem w pójściu na lody z Wszchechmogącym Earl'em Clark'eim, który, jak widać, nie darzy go sympatią. Jeżeli powie mamie, że mój kolega jest jakim zboczeńcem i psychopatą w jednym, to mogę się z nim pożegnać.
-Ach, no tak tak, troszkę za młody, prawda? - Luke! Skończ. - To jak? Gdzie szliście zanim niefartnie na was wpadłem? - nie nie nie, tylko nie to...
- Szliśmy, a raczej idziemy na lody, prawda Erin?- Mówi mój niecierpliwy dzieciak, tfu, braciszek kochany.
- O! To jak? Idziemy razem? Znam świetne miejsce. - Coraz bardziej mam wrażenie, że ten chłopak, jest za bardzo pewny siebie.
~*~
Idziemy sobie z Lukiem wzdłuż brzegu, jemy lody i obserwujemy Earl', który lata w samych kąpielówkach ( dzieciak jest taki sam jak ja, też bierze kąpielówki- na wszelki przypadek, jak to określił). Rozmawiamy o tym, jak to się robi napoje gazowane. Erin Gazownik, takie mam od dziś przezwisko, które nadał mi Lukey zaraz po tym jak powiedziałam mu, jak to ja bardzo lubię Colę i inne napoje tego typu.
Pan Od Piłki też dużo mi o sobie opowiedział, ale ja też nie byłam mu dłużna. Mówił, że ma brata bliźniaka- Jai'a i starszego brata- Beau. Fajne imiona im mama dała, pewnie dogadałaby się z moją. Ciekawe jak by było je razem poznać, hm muszę nad tym pomyśleć, ale nie teraz. Erin, idiotko, o czym ty teraz gadasz, co? Boże... skończ i słuchaj swojego ładnego koleżkę.
- Ok, Luke. Było miło, ale zaraz mi nogi odpadną. Chodźmy gdzieś usiąść. - Nie wiem, jak ten piasek to robi, ale nogi bolą mnie cholernie, chociaż nie chodziliśmy, aż tak długo. Chyba.- EARL! DO NOGI CHŁOPCZE!
Luke zaczyna się śmiać, nie wiem z czego, ale to nie pierwszy raz dzisiaj, chyba muszę się przyzwyczaić.
- Z czego się cieszysz, Brooks? - Fajnie mówić do kogoś po nazwisku, nie ma co.
- Czy zawsze wołasz do brata, jak do psa, Gazusiu? Hahaha. - O czym on gada? Toż ja tak zawsze do Earla mówię. - Hahah, Erin, kocham cię! - Co?! O Jezu...Co on do mnie mówi? Czuje, jak moja twarz płonie pod szkarłatnym kolorem. Od razu chowam twarz we włosach i zauważam, że moje paznokcie są bardzo ciekawym obiektem zainteresowania. Jeny... czemu on to powiedział? Czy to tak dla żartu, czy na serio? Ech, spokój Erin, znasz chłopaka dwa dni i dajesz mu się zawstydzić? Pf!
- Ej, Erin, co ci jest, honey?- Luke, czy na prawdę musisz to robić?
- Ech, nic, nic. Tak sobie patrze. EARL IDZIESZ CZY NIE? - Chwila chwila. Wołałam go kilka minut temu,a nawet on, Earl Clark Zawsze-Zbuntowany-Dziesięciolatek, słucha się mnie jak nikt inny, więc czemu jeszcze nie przyszedł? Od razu wstaje i idę w stronę końca lądu. Co do... BOŻE! Gdzie jest ten chłopak? Jak tylko wyjdzie z wody, to możecie być świadkami, że spiorę mu tyłek.
- Luke! Widzisz Earl'a? Boże, gdzie on jest? - serio, zaczęłam panikować. Jezu, to przecież mój brat, a ja spuściłam go z oczu tylko na kilka minut, o jeny. Erin, spokojnie. Wdech, wydech, wdech, wydech. Chyba za często tak mówię, nieprawdaż? Zaczynam zdejmować spodenki i bluzkę. Mam gdzieś, że Luke właśnie widzi moje białe majtki w kropki i czarny stanik z koronką, ach Erin, piękny zestaw, nie ma co. Niech sobie patrzy, albo nie, niech pomoże mi szukać brata. ERIN! O czym ty do cholery gadasz, co? Zajmij się szukaniem tej świętej krowy Earla, a nie. Jestem gotowa skoczyć do zimnej wody w poszukiwaniu brata, ale Luke mnie wyprzedza.
- Chyba go widzę! Poczekaj tu na mnie. - Co? Co on robi? Widzę jak Luke wskakuje do wody i szybko gdzieś podpływa, pewnie do mojego brata. Masz szczęście Erin, że zaliczyłaś kurs pierwszej pomocy, to chociaż jakoś się przydasz. Ech, co z ciebie za siostra Erin... Czuje jak słone łzy same spływają mi po policzkach i lądują na brodzie i w ustach. A jeżeli coś mu się stało? Wolę nawet tak nie myśleć.
Nagle widzę wyłaniającego się z wody Luka ( był bez koszulki i gdyby nie okoliczności, patrzyłabym się na niego bez końca) Zaczynam biec do nich i oceniam sytuację. Mój brat, cały blady pluje wodą. Luke kładzie go na piasku i zaczyna sztuczne oddychanie połączone z uciskaniem klatki piersiowej. Luke, piękny Luke, który ratuje życie mojego bratu. Chyba nigdy mu się nie odwdzięczę. Boże, dziękuję za niego!
- Luke, słońce! Kocham cię, kocham. Jezu, Earl... - Znowu czuję, że płacze. Luke ociera twarz Earl'a naszymi ręcznikami, a ja zaczynam go przytulać. Już nigdy więcej nie spuszczę go z oczu.
- Erin, kochanie. Nie płacz, Earl żyje. Spokojnie... - chłopak zaczyna mnie głaskać po głowie, plecach, ramionach, a ja kładę głowę na jego obojczyku.
- Dziękuję, Luke. Bardzo dziękuje. - znowu płaczę. Coś czuję, że później będzie mnie boleć głowa.
W tej chwili Earl zaczyna się podnosić.
- Erin, nie chwalmy się tym rodzicom, ok? - Och, Earl, czytasz mi w myślach. Mówię mu, że oczywiście i, że jakoś mu to wynagrodzę. W końcu mu się należy, prawda?
- Jesteś na siłach iść, czy mam cię nieść?- Luke, co ty wymyślasz?
- Ech, a mógłbyś mnie nieść?
- Jasne, chodź tu. Erin, może byś się ubrała, co? - What? O Boże... ale wstyd. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że stoję tak półnaga przed dwoma chłopakami. Fajnie. Poznajcie nową Erin Buraczek Clark. Znowu jestem czerwona. Przysięgam, że jak będzie dzień zapisów, to pójdę z tym do lekarza Nevermind - szybciej się ubieram i podążam za Wybawicielem i Krową-Earl'em. Widać, że Luke ma dużo siły, bo mój brat do najlżejszych nie należy. Sama się o tym dzisiaj przekonałam.
~*~
- Luke, jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Stoimy właśnie przed moim domem. Ja głaszcząca Earl'a po głowie i Luke, trzymający go na rękach.
- Nie ma za co, kotku. Fajnie było. No, może oprócz tych ostatnich chwil na plaży. - Chichocze patrząc na moich towarzyszy. Earl chyba śpi. Coś czuję, że w najbliższym czasie nie wejdzie do morza. - Erin... tak sobie myślę, że, em, może zapisałabyś mi swój numer telefonu, co? - Uu, Erin, nowe letnie znajomości zaczynasz. Ach, ty skubana. Hahaha. Simone ci nie uwierzy.
- Jasne, gdzie masz telefon?
- Przednia kieszeń, po stronie nóg Earl'a. - Zaczynam się zbliżać. Sięgam po jego telefon i zapisuje mój numer z nazwą: Gazowniczka. Ciekawe czy skojarzy albo czy w ogóle zadzwoni. Trochę się boje.
Luke położył Earl'a na kanapie, a sam cofnął się do progu drzwi.
- Więc... ten, no. Ja już będę iść. Na razie Erin. - Mrugnął do mnie i zaczął się oddalać, nadal na mnie patrząc.
- Papa... i Luke, jeszcze raz bardzo ci dziękuję. - podbiegłam do niego i mocno przytuliłam. Taki tam dzień czułości. Luke schował głowę w moich włosach i mocniej się do mnie przytulił. Och, Erin, jakież to romantyczne, no normalnie rzygam tęczą. Pfi.
- Do widzenia, kwiatuszku. - wyszeptał mi do ucha i wolno ruszył w stronę swojego domu. Chyba jego domu, bo nie wiem gdzie mieszka ten skubaniec. Ach, jaki on śliczny. Luzacki krok, ręce w kieszeniach, głowa nisko...same ochy i achy, nie ma co, Erin. Powoli ruszyłam do domu ciągle się uśmiechając. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do salonu. Coś czuje, że to będzie ciekawa znajomość.
***
No więc mamy trójeczkę. Fajnie by było, gdyby wam się spodobała :)
Jeżeli cenisz choć trochę moją pracę, to proszę cię, skomentuj ten rozdział. Dla ciebie to jedna milionowa twojego życia, a dla mnie wielka radość i chęć do dalszego pisania.
+ Przepraszam za to, że nie dodałam wcześniej, ale jak to we Wielkanoc, byli u mnie goście i dopiero niedawno sobie poszli (jest 23 -.-)
Tak, więc... Dziękuję za każde wejście, za każdy komentarz i za każdego obserwatora.
Przypominam jeszcze, że rozdziały dodaje co niedzielę c:
Kocham was, dobranoc.